Przed nami nowy rok …

Przed nami nowy rok …

Przed nami Nowy Rok! Wiwatom dziś z pewnością – jak co roku – nie będzie końca! Opinie na temat tego, czy jest się z czego cieszyć są podzielone. Bowiem, czy “jutro” rzeczywiście będzie inne niż “dziś”? Poza kacem, odpadkami po fajerwerkach leżącymi na ulicach, kolejnymi udostępnieniami wpisów o psach, które uciekły ludziom na spacerze … etc. Wydaje się, że niewiele się zmieni. Życzenia składane w ubiegłym roku się nie spełniły, więc można je o kant tyłka rozbić. Czy zatem ten nowy rok rzeczywiście może być inny, lepszy?

Podsumowanie ubiegłego roku – 2017

Rok ten można uznać za udany, ze względu na to, że zacząłem realizować swoje marze… wróóóć… plany! Kupiłem kampera i generalnie zamieszkałem na stałe w tym domku na kółkach. To mieszkanie w nim okazało się w swoim całokształcie całkiem w porządku pomimo pewnych niedogodności i początkowych trudności w dostosowaniu.

Rok ten można uznać za udany również dlatego, że mój ukochany Synek jest zdrowy, niezwykle pogodny (po swojej Mamie, nie po mnie :P) i po prostu uroczy w całym swoim jestestwie. Wnosi do mojego życia ten promyk radości, który został utracony w roku poprzednim.

Generalnie w porównaniu z rokiem 2016 – ten, który właśnie mija jest o niebo lepszy. Chociaż w pracy “pod górkę”, to jednak stabilnie. W życiu brak zawirowań z poprzedniego roku, co już działa znacznie in plus na ocenę całości. W tym roku spotkałem też wielu wspaniałych ludzi: Pan Jarek (poprzedni właściciel kampera) z Małżonką i Synem; Pani Natalia (pomogła uzyskać kredyt na zakup kampera na naprawdę dobrych warunkach); Pan Piotr i Pani Dorota (właściciele pralni Speed Queen, która jest nieocenioną pomocą) i inni.

Okazało się również, że ci, których znałem już od dawna nagle przypominają o sobie i odzywają się po latach milczenia z życzeniami wsparcia. Starsi znajomi, których czas i życie pchnęło gdzieś daleko w świat życzą powodzenia w realizacji planów. To sympatyczne.

O tym, co nie wyszło, co się popsuło, bądź co w dalszym ciągu nie uległo poprawie pisał nie będę. Mam chwilowo zbyt dobry humor. Gdy przed chwilą usypiałem synka i czułem na sobie jego słodki, mleczny oddech wszystko, co złe przestało mieć jakiekolwiek znaczenie. On nie wie, że jutro będzie Nowy Rok. Dla Niego to będzie po prostu kolejny dzień do przeżycia, do cieszenia się chwilą. Będzie przeżywał życie na bieżąco. (Wybaczcie, ale nie umiem tego inaczej nazwać.) Gdy coś go rozbawi, to będzie cały radosny – absolutnie nic nie będzie w stanie zmącić jego szczęścia. Gdy coś go zasmuci, to będzie dla niego koniec świata – ale to też przeżyje z całą mocą. Zazdroszczę mu tego. Ja już tak nie potrafię. Gdy w moim życiu coś się psuje lub wydarza się coś złego odnajduję w sobie siłę, aby nie załamywać rąk i przeć do przodu z nadzieją na lepsze jutro. Płacę za to jednak ogromną cenę: moja radość z dobrych zdarzeń i sukcesów również nie jest zbyt intensywna, bo z tyłu głowy zawsze jest myśl, że taki stan nie będzie trwał wiecznie. I tak tańczę sobie wśród niemocy i bezsilności, wiedząc, że mój wpływ na to, jak będzie wyglądał kolejny dzień jest w sumie dość ograniczony. Ale codziennie rano rozstawiam żagle, podnoszę kotwicę i wyruszam na niespokojny ocean życia, by wieczorem powrócić i stwierdzić, że to był dobry dzień, bo przecież udało się go przeżyć …

Plany na nowy rok – 2018

Wśród tych planów nie ma wiele. Mam jedno, jedyne życzenie: niech moje życie nie stanie się bardziej popaprane niż jest obecnie.

A tak konkretnie życzę sobie, żeby mój Synek rósł dalej zdrowo i w końcu zaczął do mnie gadać, bo chciałbym wreszcie wiedzieć, a nie tylko domyślać się! 🙂 To dość realne, więc mam nadzieję, że ten punkt będzie można niebawem odhaczyć – w końcu ma już prawie 1,5 roku!

Chciałbym też nadpłacić kredyt wzięty na kampera. W tym celu poszukam dodatkowych źródeł dochodu i wprowadzę plan oszczędzania. Nadpłata nawet jednej raty będzie dobra, ale plan jest nieco ambitniejszy.

Nie życzę sobie, żeby teraz wszystko było “z górki”, bo cenię hartowanie się charakteru w obliczu przeciwności, ale w tym roku życie mogłoby mi już trochę odpuścić. Niech wody tego oceanu będą chociaż trochę spokojniejsze. Chciałbym też, aby nadal nie brakło mi siły, do dalszej walki o wolność.

Tyle mi wystarczy do minimum osiągnięcia satysfakcji z przeżycia kolejnego roku. A czego potrzeba do prawdziwego szczęścia? Tego, czego i Wam życzę:

Niech nadchodzący nowy rok obfituje dla Ciebie w plany, a nie marzenia.

Życzę Ci, abyś miał przynajmniej jedną osobę, na którą zawsze możesz liczyć.

Życzę Ci również, abyś miał jedną osobę, z którą będziesz mógł dzielić swoje radości i smutki.

Życzę Ci ponadto, aby w najlepszym wypadku to była jedna i ta sama osoba.

Mógłbym życzyć Ci również samych sukcesów, ale jestem realistą, więc życzę Ci by ewentualne porażki nie złamały Twojego ducha, a błędy nie sprawiały, że zaczniesz się zadowalać bylejakością.

Życzę Ci też, abyś podnosił się za każdym razem, gdy się potkniesz i upadniesz, bo te upadki są nieodłączną częścią życia i dodają mu nieprzewidywalności. To między innymi dzięki nim bardziej doceniamy to, co w życiu spotyka nas dobrego.

Mógłbym Ci życzyć pieniędzy, ale ich będzie zawsze za mało. Więc życzę Ci, żebyś nie musiał się martwić o kolejny dzień, jak przetrwać i żeby starczyło też na mniejsze i większe przyjemności.

Życzę Ci też zdrowia. Dopóki masz dwie ręce i nogi, w Twoich żyłach krąży krew, a w głowie jest trochę oleju, to sobie poradzisz. Ale jeśli braknie zdrowia, wszystkie plany wezmą w łeb.

Nie życzę Ci szczęścia. Życzę Ci byś był szczęśliwy. Szczęście, to chwila, niezwykle ulotna, więc naucz się na nią pracować, zauważać, gdy nadejdzie i cieszyć się nią w pełni. A następnie pracować na kolejną.

To tyle ode mnie na Nowy Rok. Może nieco przydługo i refleksyjnie, może nieco patetycznie, ale szczerze i z głębi serca.

Wszystkiego najlepszego!

Święta jakoś inaczej …

Święta jakoś inaczej …

Podczas, gdy wszyscy narzekają, że święta nie są “białe”, ja jestem bardzo zadowolony, że zima jeszcze nie przyszła! Nie zrozumcie mnie źle, nie przeszkadzałoby mi, gdyby przez tych kilka dni świątecznych spadło trochę śniegu. Jednak im dłużej temperatura na dworze jest dodatnia tym lepiej dla mnie! A jak spędza się święta “inaczej”?

Jeśli chodzi o kolację wigilijną, to tutaj trudno, żeby było jakoś bardzo odmiennie. Ten wieczór spędziłem z najbliższymi. Z moim ukochanym Synkiem i całą naszą patchworkową rodzinką. W sumie było 10 osób. Było dużo uprzejmości, serdeczności i – można powiedzieć oględnie – prawdziwej klasy. Może to z racji tego, że pod choinką aż zabrakło miejsca na prezenty… trudno stwierdzić. Otrzymywane podarki jednak zdawały się dość dobrze zdradzać intencje obdarowujących. Z otrzymanych prezentów można było wnioskować, że wszystkim nam zależy na pomyślności i szczęściu pozostałych członków. Ja jestem jednak najbardziej zadowolony, że pomimo pewnych życiowych zawirowań potrafimy nadal być niejako “razem” w tej historii, jaką pisze dla nas życie – to jest dla mnie największy prezent.

Po kolacji jednak czas na powrót do kampera. Można by napisać – “powrót do szarej rzeczywistości” – tyle, że moja codzienność wcale nie jest szara (jeśli pominąć obraz za oknem ;))! Nalałem więc paliwa do generatora i go odpaliłem. Generator pozwala naładować akumulatory na kolejne dni oraz nadrobić zaległości przy pracy na laptopie. Składanka ulubionych dźwięków sączy się z głośników, a ja pozytywnie nastrojony na najbliższe dni zaczynam stukać w klawiaturę… Kolejne dni świąt, to dla mnie nie czas odpoczynku, ale pracy. Tym bardziej więc cieszę się, że nie jest “biało”. Mogę spokojnie odpalić generator i pracować na komputerze. Oby jak najdłużej.

Święta, to dla mnie po prostu trochę wolnego od pracy na etacie i trochę więcej czasu do pracy przy komputerze. Pracy, która pozwoli mi w przyszłym roku spędzić nieco więcej czasu w trasie niż na postoju. Odkładam każdy zaoszczędzony lub “nadprogramowy” grosz na nadpłacenie kredytu i wakacyjne wojaże. Cel jest jasny. Wymaga to wielu wyrzeczeń, ale efekt końcowy wynagrodzi wszystko.

Ponieważ to jest wyjątkowy czas, więc chciałbym przy tej okazji złożyć Wam najserdeczniejsze życzenia… Niech życie przynosi Wam wyłącznie miłe niespodzianki. Nie spędzajcie czasu na rozliczanie przeszłości – pamiętajcie o niej i wyciągajcie wnioski na przyszłość, ale nie zatracajcie się w żalu, wyrzutach i chowaniu urazy. Życzę Wam, aby cieszyli Was ludzie, najdrobniejsze pozytywne zdarzenia i rzeczy. Szukajcie pozytywnych aspektów we wszystkim w czym się da, a życie w swoim całokształcie będzie sprawiało Wam radość. Pomimo jego wad, pomimo zmartwień, pomimo zranień. Wszystkiego, co najlepsze życzę Wam z całego serca!

Moje 33-ecie urodziny …

Moje 33-ecie urodziny …

Dzisiaj są moje 33-ecie urodziny. Osiągnąłem wiek Chrystusowy nie osiągnąwszy jednak zbyt wiele. Co to w ogóle oznacza, gdy ktoś używa zwrotu “osiągnąć coś w życiu”? Zapowiada się wpis nostalgiczny i być może nieco przydługi … wybaczcie jednak solenizantowi! 😉

Moje życie nie polega na odblokowywaniu kolejnych achievement-ów. To nie jest gra komputerowa. To się dzieje naprawdę. I wszystko dzieje się w swoim czasie. Nie ścigam się z nikim. Szczególnie dlatego, że ilekroć w życiu mi się układało lub miałem coś dokładnie rozplanowane, to później rozgrywało się zgodnie z czterema podstawowymi prawami Murphy-ego, które zdają się rządzić moim życiem:

1. Jeżeli coś może się nie udać, to się nie uda.

2. Jeśli coś może pójść źle, to pójdzie.

3. Nie uda się nawet wtedy, gdy właściwie nie powinno się nie udać.

4. Jeśli wiesz, że coś może pójść źle i podejmiesz stosowne środki zapobiegawcze, to źle pójdzie coś innego.

Teraz znów zaczęło się układać. Nie jestem zapatrzony w siebie, ale mój plan z pewnością by nie wypalił, gdyby nie ogromna dawka determinacji. Tylko na ile mi jej starczy? Cały czas towarzyszy mi również obawa, że stanie się coś, przez co cały mój plan legnie w gruzach.

I nie, nie chodzi o czarnowidztwo, czy o cholerny pesymizm, bo nie jestem pesymistą. Gdyby tak było, to czy kupiłbym kolejny motocykl po tym, jak skradziono mi wiosną ukochaną Yamahę MT-07? Czy kupiłbym kampera i przeprowadzał się do niego? Nie! Czy zatem jestem optymistą i z uśmiechem patrzę w przyszłość?

Urodziny realisty

W każdej beczce miodu znajduje się łyżka dziegciu, która nie pozwala mi się tym wszystkim w pełni cieszyć. Tak, jestem realistą. Lubię mieć wszystko poukładane, przeanalizowane i zaplanowane. Ale gdy przeprowadzasz się do kampera, to nie da się wszystkiego zaplanować. Po prostu musisz iść na żywioł. Nie wszystko szło po mojej myśli, nie wszystko się układa, a jednak decyzje zostały podjęte i trzeba iść za ciosem.

Myślę, że moje 33-cie urodziny spędzam najlepiej jak mogę. Nie świętuję ze znajomymi, nie zorganizowałem imprezy. Poświęciłem ten czas na przeprowadzkę, która przy okazji skutkowała pewną zadumą nad własnym życiem. Do jakich wniosków dochodzę?

Jestem człowiekiem sukcesu!

Oczywiście to stwierdzenie trochę na wyrost. Nie wszystko w życiu mi wyszło. Czy jednak gdybym miał możliwość cofnąć czas, zrobiłbym to? Nie sądzę. Znalazłem się w takim momencie swojego życia, do którego pewnie inna droga by mnie nie doprowadziła akurat w tym momencie. A patrzę na to moje życie inaczej. Mam wspaniałego i kochanego Synka! A gdyby spojrzeć na wszystko nieco szerzej (i z przymrużeniem oka!), to mam też własną kawalerkę w dużym mieście i mały domek za miastem! Mam też duże auto, którym mogę pojechać na wakacje bez pakowania walizek! (Oba zdania dotyczą kampera, żeby mi tu ktoś sobie czegoś nie pomyślał! 😉 ) Mało tego, mam też motocykl, który również zapewnia mi niesamowite poczucie wolności. Czegóż chcieć więcej?

Mam dwie ręce i dwie nogi. Na zdrowie (odpukać!) nie narzekam. Coś tam umiem. Praca jest. Schronienie jest. Wielu osobom nie powiodło się w życiu tak, jak mnie. Żyją w komunach lub pod gołym niebem. Mało jest 30-, 40-latków, którzy wiodą życie bez perspektyw lub są bezdomni? A ja? Ja żyję pełnią życia, spełniam swoje marzenia. Gdy jestem z moim Synkiem, to jestem cały dla niego. Nie myślę o kolejnym spotkaniu, telefonie, o sprawach do załatwienia. A żyłem w ten sposób przez długi czas i cieszę się, że się z tego wyrwałem, otrząsnąłem. Też (jak wiele młodych osób) kiedyś myślałem, że to jest sposób na życie. Nie odmawiać sobie niczego. Jadać i bawić się ze znajomymi na mieście. A jednak takie życie nie zapewniało mi satysfakcji. Nie byłem szczęśliwy.

Dziś umiem sobie odmówić. Wiem, że wiele osób tego nie rozumie. Wiele osób nie przelicza czasu rozrywki na koszt ich roboczogodziny. I więcej chcesz się w ten sposób bawić, tym więcej musisz pracować. Im więcej pracujesz, tym mniej masz czasu na zabawę. To jest błędne koło. Podam krótki przykład: Koledzy zapraszają cię na piwo. Chciałbyś pójść, ale wiesz, że takie wyjście na piwo, to wydatek rzędu ~50 zł (2, 3, a nawet 4 roboczogodziny). Tymczasem masz plan, aby odkładać każdy grosz z myślą o wycieczce na drugi koniec świata. Czy to, że nie poszedłeś z kolegami na piwo czyni z ciebie smutnego człowieka, który nie umie się zabawić? A może, gdy pokażesz im zdjęcia, jak się bawiłeś w podróży na drugi koniec świata, to oni będą myśleli, że to właśnie ty umiesz się bawić! Ty umiesz żyć, masz plany, ambicję, a oni uciekają od życia imprezując co piątek. Do niedzieli wracają do świata żywych, a w poniedziałek znów do zaprzęgu!

Kolejne urodziny, czyli większe doświadczenie życiowe

Ale to chyba bardziej kwestia danej osoby, zebranego doświadczenia życiowego, pewnego podejścia, które przychodzi z wiekiem. Mam plan i konsekwentnie go realizuję. Tyle, że moim planem nie jest zabawa, nie jest to również zostanie “człowiekiem sukcesu”, czy – nie daj Boże! – “celebrytą”. Mam inny cel, a jest nim spokojne życie. “Spokojne” nie oznacza tutaj braku atrakcji. Mam atrakcji mnóstwo. Tyle, że nauczyłem się cieszyć małymi rzeczami. Atrakcyjna i pełna emocji jest dla mnie na przykład zabawa z moim Synkiem w piaskownicy. Gdy jesteśmy obaj cali w piasku, gdy Mój Synek się do mnie szczerze śmieje, to nic więcej mi do szczęścia nie potrzeba! Gdy wsiadam na motocykl i mknę po drodze – jestem szczęśliwy! Gdy wsiadam do kampera – jestem szczęśliwy!

Czy kiedy zrealizowałem założony plan sprzedażowy byłem “szczęśliwy”? Czy, gdy wstawałem rano do pracy, a wracałem wieczorem byłem “szczęśliwy”? Czy “szczęście” dawała mi pokaźna wypłata? Nie. To nie było “szczęście”. Owszem, towarzyszyły temu uczucia satysfakcji, czy też zadowolenia z dobrze wykonanej pracy, ale na pewno nie poczucie szczęścia.

Życie jest jednak ciężkie, bo o wiele więcej jest powodów do bycia nieszczęśliwym. Urodziny, to doskonały przykład. Tego dnia świętujesz, tylko co tak naprawdę jest powodem do świętowania? To, że dotrwałeś do tego momentu? 😉 Kiepski ten powód. Więc co świętować? Od chwili narodzin każdy kolejny rok, to tak naprawdę zbliżanie się do końca, więc co tu świętować? Czy naprawdę są powody, żeby być ponad miarę szczęśliwym akurat w tym dniu? Dzień urodzin skłania raczej do poczucia nieszczęścia, bo oto minął kolejny rok i jesteś coraz bliżej końca.

Ja zawsze urodziny świętowałem w nieco innym kontekście. Nie z myślą o upominkach, wspaniałościach na stole, czy upojeniu alkoholowym, ale ciesząc się, że świętuję kolejny rok w gronie najbliższych. Oto dane nam było spędzić kolejny rok razem. Nikogo nie brakuje. To po prostu trzeba świętować! A jednak …

Moje 33-cie urodziny…

… świętowałem samotnie. Rodzina się porozjeżdżała po świecie. Mój Synek na drugim końcu Polski, moja Siostra w Szwecji … jaki znaleźć powód do świętowania? Ano realizację swojego największego marzenia! Nie mogłem zatem spędzić tego dnia inaczej, jak na przeprowadzce do kampera!

Z każdą kolejną torbą mój kamper kurczył się. Kolejne szafki i schowki zapełniały się, a w pokoju, jakby wcale nie ubywało rzeczy. Część oczywiście zostawiłem sobie na jutro, ale najważniejsza rzecz została przeniesiona:

Dzięki temu jest tu już jak w domu … Niczego więcej nie potrzebuję … Mogę tu zamieszkać …

No dobra, jutro kolejna tura przenosin. Mam nadzieję, że ostatnia. W pokoju zostaną tylko rzeczy niezbędne przez najbliższe 2 tygodnie. Zresztą, kamper jest pod ręką, więc jak za dużo wyniosę, to zawsze mogę przynieść! 😉

Przygotowania do przeprowadzki

Przygotowania do przeprowadzki

Przygotowania do przeprowadzki czas powoli rozpocząć. Dziś zmierzyłem moje rzeczy. Oczywiście zmierzyłem je wzrokiem … 😉 Nawet sobie nie wyobrażacie ile tego jest. Ma-sa-kra!

Nie wiem, jak inni, ale ja mam bardzo dużo rzeczy pomimo tego, że mieszkam na stosunkowo niewielkiej powierzchni. I to nie jest tak, że ja lubię je gromadzić, po prostu nie lubię się ich pozbywać 😀 Jak tak zacząłem o tym myśleć od razu przypomniał mi się stand-up Georga Carlina pt.: “Stuff”. Świetnie obrazuje, to co teraz myślę! Kto nie zna niech sobie obejrzy 🙂

Moje przygotowania do przeprowadzki

Zamiast – jak większość rozsądnych osób – po prostu przenieść swoje rzeczy do kampera, ja postanowiłem go najpierw na to przygotować. Jedyne, czego mi brakuje na dzień dzisiejszy to … oczywiście pieniądze 😉 Jak już wejdę na odpowiednią stronę, albo do odpowiedniego sklepu, to jest tyle rzeczy, które by tam się przydały! A to żarówki by się przydały energooszczędne – “takie ledowe”, ale jak już jestem przy oświetleniu to może kinkiety, by można było nowe kupić … i tak w koło. Gdybym miał pieniądze … to pewnie bym je bardzo szybko wydał! 🙂 Ale przecież nie o to chodzi, prawda?

Rozpusta na jaką sobie pozwoliłem, to rzeczywiście wymiana żarówek w oświetleniu z 10 watowych halogenów na żarówki LED o mocy 2 watów. Żarówki znalazłem oczywiście na Allegro, ale wybrałem sprzedającego z Wrocławia i kupiłem je osobiście dzisiaj rano upewniając się uprzednio, że będą pasowały do moich aktualnych oprawek. Ale ten zakup podpowiadał rozum, więc jakoś go przełknąłem. Moje “wyrzuty sumienia” dotyczą innej kwestii…

Otóż ja generalnie wyznaję zasadę: nowy domek, to nowe łóżko, a nowe łóżko, to nowa pościel. Zatem moje przygotowania do przeprowadzki postanowiłem rozpocząć właśnie od tego. Wybrałem się więc z moim kumplem Pawłem – który mnie dziś odwiedził, pomógł mi wymienić te żarówki i akurat nie miał żadnych planów na później – na zakupy do magicznego miejsca, które zwą: Ikea. Zajechaliśmy i zaparkowaliśmy na miejscach specjalnie przeznaczonych dla busów (duży plus dla nich!). A w samym sklepie … miliony przedmiotów! Zanim doszliśmy do poduszek, kołder, poszewek, to ja już widziałem kilkanaście rzeczy, które mógłbym kupić. Ale oczywiście nie kupiłem. Nie ze mną te numery. Ja generalnie jak każdy facet, praktycznie nie kupuję spontanicznie. Przyjechałem tu po konkretne rzeczy i z konkretnymi rzeczami wyjdę. No, ale trzeba powiedzieć, jak Siara z Kilera: “Mają rozmach!”

Kupiłem zatem dwie poduszki (jedna taka fajna, co pamięta kształt 🙂 ), jedną kołdrę naturalną i cieplutką (zima idzie 😛 ) i do tego komplet poszewek (też taki fajny 🙂 ). Oprócz tego skusiłem się na dwie świece zapachowe – tak ładnie nam zapachniało malinami i brzoskwiniami, gdy obok nich przechodziliśmy, że w mgnieniu oka razem z Pawłem zawróciliśmy zobaczyć, co to tak pachnie. Świece akurat bardzo tanie, więc wyrzutów sumienia nie ma żadnych.

Nigdy nie przepadałem za zapalaniem świec zapachowych w domu, ale wygląda na to, że teraz bardzo mi się przydadzą, bowiem kamper – trzeba wam wiedzieć – dopóki w nim nie mieszkam jest słabo wentylowany (względy bezpieczeństwa oraz obawa przed deszczem, który na przykład na dzisiaj był zapowiadany). I po takim słonecznym przedpołudniu, jak dziś pojawia się w nim swego rodzaju zaduch. Zapach nie jest jakiś przykry, ale jest – hmm… jakby to ująć – mało komfortowy. Mam nadzieję, że malinowe i brzoskwiniowe świece sobie z tym poradzą 🙂

Po powrocie z zakupów posiedzieliśmy chwilę w kamperze i muszę powiedzieć, że byliśmy zgodni: gdy jesteś w środku czujesz się, jak na wakacjach. Co z tego, że byliśmy w mieście, obok samochody i tramwaje, nieopodal Biedronka, a my przy jej wentylacji. Nie ma ciszy, nie ma spokoju, ale jest jakiś niesamowity chillout … Być może i Wam będzie dane się o tym przekonać, gdy mnie odwiedzicie i zasiądziecie na jednej z moich kanap, albo w fotelu pasażera (na fotel kierowcy nikogo nie dopuszczę 😛 ). O najbliższej okazji do takich odwiedzin dowiecie się oczywiście z mojej strony na FB.

Przygotowania do przeprowadzki trwają! Stay tuned!

A jeśli dotarłeś do końca tego wpisu, to zostaw po sobie komentarz! 😛

___

P.S. Tak przy okazji … Część moich rzeczy będzie szła na sprzedanie lub oddanie, więc śledźcie konto Inaczej na FB, bo to właśnie tam (najprawdopodobniej tylko tam) będę udostępniał informacje o tym “co” i “za ile” jest do oddania w wyłącznie dobre ręce 🙂 Jeśli jesteś moim bliskim znajomym, to wiesz, że moje rzeczy są bardzo szanowane. Także jeśli którejś z nich akurat będziesz potrzebował, to możesz ufać, że jej stan jest bardzo dobry lub wręcz idealny.

Ma cztery mieszkania i mieszka w kamperze?

Ma cztery mieszkania i mieszka w kamperze?

Zamiana mieszkania na kampera? Podczas tworzenia mojego projektu postanowiłem sprawdzić, czy ktoś jeszcze prowadzi taki lub podobny styl życia. No i znalazłem.

Mowa o Witoldzie Zbijewskim, człowieku, który na długo przede mną wdrożył mój projekt w życie. Okazuje się, że Witek przeprowadził się do kampera już jakiś czas temu. Żyje tak sobie powoli, pracuje przez dwa, cztery miesiące w roku. Jednak kim naprawdę jest Witek? Jak sam napisał w swoim biogramie na FB: “trener wolnego czasu, szofer kamperowy, kapitan jachtowy“. Tymczasem wyniki wyszukiwania osoby Witka prowadzą do pewnego dysonansu poznawczego.

Generalnie polecam zajrzeć na profil Witka, czy na jego stronę. Witek – odkąd poznałem jego historię – wydał mi się osobą niezwykle pozytywną. “Przeszedł na emeryturę” w wieku około czterdziestu lat. Doświadczony przez życie stwierdził, że trzeba zacząć się nim cieszyć. Generalnie ten pozytywny obraz Witka, zmęczonego pracą w korporacji i ciągłym zabieganiem, przebija również z reportażu Polskiego Radia ze stycznia 2015, którego można posłuchać tutaj:

Wywiad z Witoldem Zbijewskim - Polskie Radio

http://www.polskieradio.pl/9/325/Artykul/1348715,Praca-w-korporacji-niepotrzebna-do-zycia

Zgoła odmienne wrażenia pozostają jednak po obejrzeniu materiałów telewizji TVN (również z tego samego okresu – styczeń 2015). Zbudowała ona obraz człowieka, który wpadł w tarapaty finansowe i został zmuszony do oszczędnego życia. Obejrzyjcie sami:

Rozmowa o sytuacji Witolda Zbijewskiego w studio Dzień Dobry TVN oraz wywiad.

http://dziendobry.tvn.pl/wideo,2064,n/ma-cztery-mieszkania-i-mieszka-w-kamperze,154309.html

Prezentowany obraz jakoś nie pasuje mi do osoby Witka. Ale czy jest prawdziwy? Nie zapytałem go o ten reportaż (może przy innej okazji), ale wymieniłem się z nim ostatnio kilkoma mailami i nie sprawia on wrażenia człowieka w tarapatach finansowych. Nie wiem, czy ma obecnie cztery mieszkania, czy może trzy, a może wszystkie mieszkania już sprzedał. Nie interesowało mnie to, co doprowadziło do zamieszkania w kamperze. Bardziej interesowało mnie, jak sobie radzi. Co robi zimą. Jak zarabia na życie.

Szczerze mówiąc gotów jestem zaryzykować stwierdzenie, że telewizja musiała to tak przedstawić. Czy jesteś bowiem w stanie sobie wyobrazić ogólnopolską telewizję głoszącą hasła minimalizmu? Wyobrażasz sobie blok reklamowy, w którym np. producent pralek/zmywarek mówi, że to jego wyrobu potrzebujesz, aby wreszcie być szczęśliwym i mieć więcej wolnego czasu, a chwilę później reportaż zachwalający mieszkanie w kamperze?

Mojemu projektowi przyświeca właśnie filozofia minimalizmu (aczkolwiek nie bez przesady). Mam wrażenie, że do szczęścia jest potrzebne naprawdę niewiele. Ot, mała przestrzeń tylko dla nas i cały świat w zasięgu ręki.

To, co mnie odróżnia od Witka, to między innymi fakt, że ja nie mam żadnego mieszkania. Drugą różnicą jest to, że nie zamierzam rzucać pracy na etacie dopóki nie spłacę swoich zobowiązań. Trzecia różnica, to moja chęć mieszkania w kamperze przez okrągły rok – również zimą. To oczywiście wyłącznie podstawowe różnice, choć oczywiście jest ich więcej (na przykład jestem od niego trochę młodszy ;)). Mój plan jest zatem nieco bardziej ekstremalny, ale nie o to w tym chodzi. Jeśli mieszkanie zimą w kamperze w naszym klimacie się nie sprawdzi, to przez tych kilka lat (do spłaty zobowiązań) będę sobie próbował radzić inaczej. Natomiast w późniejszym okresie… no cóż, świat stoi przede mną otworem! A na południu europy zimą jest dużo cieplej niż w Polsce …

Jeśli chcesz wiedzieć na bieżąco, na jakim etapie jest realizacja mojego planu zachęcam do czytania bloga oraz obserwowania moich profili na portalach społecznościowych!

Rozterki i kolejne wątpliwości podczas szukania kampera

Rozterki i kolejne wątpliwości podczas szukania kampera

Wszystko wydaje się układać po mojej myśli. Zdolność kredytowa jest, kredyt został przyznany, a pieniądze jedynie czekają na odpowiednie ich wydanie. Skąd zatem wątpliwości? Skąd te wszystkie rozterki?

Powód jest zaskakująco prosty: 55 tysięcy złotych, to nie 5 zł wydane na piwo na mieście. Nie zarobiłem i nie odłożyłem tych pieniędzy – zostały mi pożyczone. Będę musiał je zarobić i oddać. A jeśli życie sprawi mi przykrą niespodziankę? Jeśli będę uzależniony wyłącznie od pensji na etacie? Jeśli plan na szukanie dodatkowego dochodu nie wypali? Co wtedy?

Te życiowe rozterki nie pozwalają mi cieszyć się moimi planami w takim stopniu, w jakim bym tego oczekiwał. A może to ta pogoda tak na mnie działa? Niby mamy lato, a za oknem niemal jesienna aura. Może to wszystko przez to?

A może to wszystko przez to, że szukam i nic przekonującego nie znajduję? Śledzę największe portale z ogłoszeniami, wysyłam zapytania, odzew jest niewielki, jakby wystawiającym nie zależało wcale na sprzedaży. Co niektórzy mają opisy tak lakoniczne, że się odechciewa szukania. Nie odbierają telefonów, nie odpisują na wiadomości. Po co wystawiali ogłoszenia, jeśli nie chcą sprzedać?

Jeden z Januszy na kilka moich pytań o stan pojazdu i dodatkowe wyposażenie odpisał (cyt.) “sprzedany!!!“, podczas gdy ogłoszenie wisiało jeszcze kilka dni. Drugi Janusz w ogłoszeniu – notabene niezwykle lakonicznym – napisał między innymi: “możliwa zamiana za osobowy (nie droższy),busa.lub ciężarowy oferty zamiany- ciężarowy tylko do 15 tyś zł. kierować na mail- nie pisać sms.foto na życzenie na mail.” (Pisownia oczywiście oryginalna.) Na moją wiadomość z kilkoma pytaniami i prośbą o przesłanie zdjęć odpisał: “info dzwonić“. I tyle. Zdjęcia też chciał mi pokazywać przez telefon? Na co więc grzecznie odpisałem, że mam do niego kilkaset kilometrów i zamiast zawracać jemu i sobie niepotrzebnie głowę chciałbym obejrzeć pojazd na lepszej jakości zdjęciach oraz uzyskać interesujące mnie informacje na temat wyposażenia. Pan mi odpisał, co następuje: “nie stać pana na telefon to nie ma pan 45000zł. dupy nie zawracać.kup pan sobie bilet na autobus“. No ręce opadają… A zanim ktoś powie: “Pics or it didn’t happen!”, to uprzejmie informuję, że obrazek z tej uprzejmej konwersacji znajdziecie tutaj. Gdyby tylko wiedział, że mam wystarczająco pieniędzy, aby kupić ten pojazd bez “januszowania” 😉

Nic to jednak, nie zrażam się i szukam dalej, chociaż naprawdę lekko nie jest. Znalazłem kilka pojazdów, które spełniają moje oczekiwania, ale cena jest o kilkanaście tysięcy za wysoka. Znalazłem też kilka pojazdów, które spełniają większość moich oczekiwań, cena jest przystępna, ale pojazdy są na drugim końcu kraju. Pojazdy w moim zasięgu (do 200 km) to zwykle małe alkowy, a ja szukam jakiejś integry, stosunkowo dużej, aby nadawała się do zamieszkania, a jednocześnie dość małej, żeby można było nią w miarę komfortowo parkować.

Dopadły mnie kolejne rozterki, że może moje oczekiwania są nierealne? Ale szukam dalej. Nie poddaję się. Widziałem już kiedyś kampery, które mi się podobały. Były w cenie około 50 tys. złotych. Gdzie są te wszystkie ogłoszenia? Przecież sezon już się ma ku końcowi …