Mieszkanie w kamperze – 1000 pierwszych dni!

Mieszkanie w kamperze – 1000 pierwszych dni!

Woo-hoo! – można by zakrzyknąć nieco z angielska – mieszkanie w kamperze – to już 1000 dni! Nie dochodźmy już może czy to jest pierwsze 1000 dni w kamperze, czy raczej ostatnie, bo w ciągu kilku minionych tygodni biłem się z myślami niejednokrotnie. W jakże dziwnych okolicznościach bowiem przyszło mi “świętować” ten niemały sukces …

Pandemia Covid-19 i home office w kamperze

Ostatnie trzy miesiące, to niemal stu procentowa izolacja. Nieustanne poszukiwanie słońca i dobrego zasięgu internetu mobilnego ze względu na pracę zdalną. Home office w kamperze, rozumiecie? Home … w kamperze … hehe… 🙂

Żyłowanie instalacji fotowoltaicznej, akumulatorów i przetwornicy do granic możliwości… Tak, dane mi było poznać te granice. Musiałem na przykład zadbać o dodatkową wentylację miejsca, którym znajduje się przetwornica, bo w bardzo ciepłe dni po jakimś czasie po prostu odmawiała współpracy. Tymczasem panele słoneczne ani razu nie dały z siebie 200W. Życie.

Do tego trzeba dodać bardzo złe samopoczucie psychiczne. Wychodziłem na zakupy raz w tygodniu. Również raz w tygodniu odwiedzałem stację benzynową. Więc widząc drugiego człowieka miałem ochotę podejść i się przytulić… Nie, to oczywiście żart, aż tak źle nie było, ale taka izolacja na 12 metrach kwadratowych, to naprawdę nie jest bajka. Momentami było naprawdę przytłaczająco.

W dodatku praca zdalna. Jeśli kiedyś mieliście okazję zasmakować home office, podczas którego faktycznie osiem godzin pracujecie, to wiecie, że w końcu zaczyna brakować tej świadomości wyjścia z pracy. Zupełnego odcięcia się. Mi czasem udało się wyłączyć komputer, niestety częściej nawet tego nie byłem w stanie zrobić, bo jeszcze ktoś prosił o pomoc przy stronie… Więc tak, to było trochę przytłaczające. Wstajesz i siadasz do pracy. Kończysz pracę i idziesz spać. Dramat.

Nocna próba włamania i inne atrakcje

Dokładnie tak. Wyobraźcie sobie, że trzech typów próbowało mi wejść o 2.00 w nocy do kampera. Spłoszyli się, oczywiście, ale było to trudne doświadczenie. Miałem później przez kilka dni duży problem z wysypianiem się w nocy. Byle szmer był w stanie postawić mnie na równe nogi, a ponownie zasnąć wcale nie było łatwo.

Nie będę pisał gdzie to miało miejsce, ale teoretycznie miało być ono całkiem bezpieczne: oświetlone, monitorowane… Cóż, monitoring okazał się (jak to niestety zbyt często bywa) zupełnie bezużyteczny. A fakt, że miejsce dobrze oświetlone być może zadziałał wręcz odwrotnie, bo z daleka było widać stojącego w nocy kampera. Szkoda, że moi nieproszeni goście nie byli zupełnie do tego przygotowani, zabrakło im wcześniejszej obserwacji by wiedzieć, że w środku ktoś stale przebywa.

W innym znów przypadku trzech młodych (i prawdopodobnie nieco “nagrzanych”) chłopców (18-25 l.) postanowiło sobie podejść do kampera i w niego uderzać przy okazji rzucając wulgaryzmami. W środku dnia. Podczas gdy ja pracowałem. Po prostu brak słów. Patologia. Trochę się zdziwili, gdy się do nich odezwałem z wnętrza, a chwilę później wyszedłem, aby dać dobitnie do zrozumienia, co wkrótce nastąpi jeśli nie zaniechają swoich praktyk.

Jak widać mieszkanie w kamperze ma swoje uroki. Wróćmy jednak do meritum.

Trzy lata w kamperze – czy naprawdę da się tak żyć na stałe?

Okazuje się, że można żyć, mieszkać i nawet w miarę normalnie pracować w kamperze. Ostateczny test, nieco wymuszony okolicznościami, udało mi się w mojej subiektywnej ocenie zdać celująco. W słoneczne dni energii mi nie brakuje. Znaczy prądu. Bo energii życiowej zaczyna brakować, jeśli jesteś “uwiązany” etatem czyli musisz pracować po 8 godzin dziennie. Tutaj widzę tylko jedno wyjście. Inna praca. W innym trybie. Bardziej akordowym. Może na własny rachunek. Może działalność gospodarcza? Anyway…

Kompletna izolacja podczas kamperowania, to po prostu życiowa tragedia. Współczuję osobom, które pandemia złapała np. na wakacjach w Europie. Z dnia na dzień zostali oni uwięzieni w swoich kamperach. Nierzadko całymi rodzinami. Myślę, że w takich warunkach nietrudno o “rozwód” zaraz po powrocie do normalności. Dwie, trzy, cztery osoby na 12 metrach kwadratowych? Brak możliwości korzystania z wakacji? Wyjścia, zwiedzania, piknikowania? Dramat! Wobec takiego scenariusza nie miałem najgorzej, a i tak było mi bardzo ciężko.

Doświadczenia ostatnich tygodni pokazały jednak, że mieszkanie w kamperze na stałe jest jak najbardziej możliwe. Mając dostęp do stosunkowo szybkiego internetu mogę pracować i żyć w podróży. Czy jednak to wchodzi w ogóle w grę w moim przypadku? Raczej nie. Ze względu na mojego synka. Nie pojedzie ze mną, a ogromnie by mi go brakowało. Już teraz wariowałem, gdy przez pewien czas z obawy przed nieumyślnym zarażeniem go wirusem ominęliśmy nasze weekendowe spotkania. Jeśli jednak ktoś nie ma tak skomplikowanej sytuacji rodzinnej, to polecam. Szczerze i z całego serca.

Mieszkanie w kamperze, a minimalne warunki techniczne

200W paneli na dachu oraz 1,2kWh w akumulatorze zapewnia sporą autonomię jeśli masz niewymagający sprzęt. Ja pracuję na Dell 7275, który w teorii pobiera około 30W. To niedużo, a nawet bardzo mało, jak na laptopa. Troszkę brakuje mi drugiego ekranu. Taki przenośny ekran 15″ pobiera około 5W, więc spokojnie jeszcze dałoby radę, ale to jest dość duży wydatek, na który aktualnie się nie zdecyduję. Może w przyszłości. Tobie oczywiście polecam 😉

Reszta urządzeń w miarę możliwości maksymalnie energooszczędne. Agregat pewnie i tak by się przydał, jeśli planujesz stać w zacienionych rejonach lub stoisz kilka dni przy dość pochmurnej pogodzie.

Zbiornik na wodę taki jak mój – 100 litrów, to raczej minimum na około tydzień. Toaleta jak najpojemniejsza. No i sprawna lodówka. Żeby nie jeść cały czas suchego prowiantu lub gotowych posiłków do zalania wodą.

Ale wracając… 1000 dni. Kiedy to zleciało? Sam się zastanawiam. Udało się. Jest fajnie. Może nie dokładnie tak, jak to sobie można wyobrażać, ale jest zaskakująco dobrze. Pandemię i całą auto-kwarantannę trzeba brać pod uwagę, jako pewne ekstremum, z którym przyszło mi się zmierzyć. Ta sytuacja tylko dowiodła, że da się żyć niemal zupełnie off grid. Nie licząc zakupów i tankowania paliwa oraz wody.

A teraz już przejdźmy już do zapowiadanego przeze mnie w jednym z poprzednich wpisów konkursu…

Konkurs

Niełatwe pytanie konkursowe brzmi:

Jakie maksymalne natężenie udało mi się uzyskać na przenośnym panelu turystycznym podczas “testu żarówkowego“?

Odpowiedzi na to pytanie proszę podawać w komentarzu pod tym artykułem. Zasady konkursu znajdziecie poniżej. Nagrodą główną w konkursie jest powerbank z możliwością wymieniania akumulatorów typu 18650. Przewiduję również nagrody niespodzianki. Pamiętaj o tym, aby podać w komentarzu poprawny adres email, w przeciwnym wypadku nie będę miał jak się z Tobą skontaktować i umówić się na odbiór lub wysyłkę nagrody.

Podpowiedź, która nic nie daje: ten panel ma moc maksymalną 15W i posiada dwa gniazda USB. Każde gniazdo maksymalnie daje 5V (napięcie) i 2A (natężenie).

Zatem do dzieła! Jak myślisz, co pokazał miernik?

Zasady konkursu

W teorii konkurs zakłada, że wygra osoba, która będzie najbliżej faktycznej wartości, ale ponieważ to mój konkurs, więc nie jest to takie oczywiste. Równie dobrze może wygrać odpowiedź najbardziej dowcipna (np.: “mogłeś zasilić elektrownię Rybnik i jeszcze by zostało”). Naprawdę, wszystko zależy ode mnie. No i od tego czy w ogóle weźmiesz udział w tym konkursie 😀 Pewnie będę brał również pod uwagę zaangażowanie w “projekt”, komentowane i udostępniane posty profilu na FB, obserwowanie projektu na instagramie, patronat … etc.

Kolejna sprawa, to czas. Umówmy się, że czas na udzielanie udzielanie odpowiedzi, to niedziela, 14 czerwca, 23.59. Natomiast czas na ujawnienie poprawnej odpowiedzi nastąpi do 24 godzin po tym terminie. Od tej pory będę miał do tygodnia na ogłoszenie zwycięzcy oraz ewentualnych odbiorców nagród niespodzianek 😉

Poniżej prezentuję zdjęcia dokumentujące prawidłowe rozwiązanie zadania konkursowego:

A zatem, miernik pokazał maksymalnie 0,005A i moc rzędu 0,025W, a w ciągu niemal 10 minut wygenerował 1mWh prądu 😀 Niczego tym nie zasilicie. Cud, że sam miernik się uruchomił! Kiedy zatem staniecie kamperem lub przyczepą w nocy pod latarnią i regulator paneli słonecznych pokaże wam na wyświetlaczu coś wskazującego na ładowanie nie wpadajcie od razu w zachwyt 😉

Test żarówki 100W

Test żarówki 100W

Po zakupie nowego regulatora paneli słonecznych (więcej o tym we wpisie: Na co poszły pieniądze moich Patronów?) nurtowało mnie kilka pytań: Ile ja faktycznie mam prądu w akumulatorach? Co by się stało, gdybym potrzebował pracować na laptopie przez 8 godzin? Ile prądu w ciągu dnia są w stanie faktycznie dać moje panele słoneczne?

Gdy zatem przyszło do mnie urządzenie logujące (eLog-01) postanowiłem zrobić “test żarówki”. Test miał miejsce na przełomie 4. i 5. marca 2020, a polegał na podłączeniu żarówki o mocy 100W w miejsce odbiorników na regulatorze. Chwilę mi zajęło podłączenie wszystkiego, bo test robiłem spontanicznie. To znaczy zaplanowałem go wcześniej i zamówiłem żarówkę oraz gniazdo (pełen profesjonalizm), ale nie planowałem go robić akurat tego dnia. Tym bardziej, że to jeszcze w sumie zima i dzień dosyć krótki… Przygotowałem jednak odpowiedniej grubości kable, podłączyłem przez kostkę z gniazdem żarówki i podpiąłem wszystko do regulatora. Było nieco przed 20.00, gdy włączałem odbiorniki na regulatorze. Test się rozpoczął…

 

Tutaj pojawiło się pierwsze zaskoczenie… Otóż żarówka o mocy 100W, wcale nie pobiera 100W, a nieco ponad 70W. Wraz z upływem czasu wartość ta malała, aż do 65W po nieco ponad 10 godzinach testu (patrz: wykres). I tutaj już można wziąć poprawkę, na te wszystkie YouToube-owe testy żarówkowe. Niemal wszystkie zakładają, że pobór jest dokładnie taki, jak wskazana wartość nominalna wskazana na żarówce (najczęściej właśnie 100W) i na tej podstawie są liczone pozostałe wartości tj. pojemność akumulatora na podstawie czasu świecenia żarówki. Teraz już wiecie ile są warte takie testy …

Pojawił się jednak mały problem. Test zaplanowałem na noc, żeby panele na dachu nie generowały energii. Chciałem przede wszystkim sprawdzić wydajność akumulatorów pod ciągłym i niemałym obciążeniem. Jak jednak spać przy takim świetle? Musiałem jakoś otoczyć żarówkę, do czego wykorzystałem sztywny panel słoneczny przeznaczony do ładowania urządzeń podczas np. górskich wędrówek:

Tutaj pojawiło się kolejne zaskoczenie… Czy widzicie na powyższym zdjęciu coś dziwnego? Ja też nie zauważyłem tego od razu, ale gdy to zobaczyłem…

Holy shit! Ta żarówka daje prąd!”

Tak, tak… w tej małej kieszonce świeci się dioda wskazująca na pojawienie się napięcia w portach USB:

Dla mnie było to duże zaskoczenie, więc wpiąłem w port USB miernik i po chwili już było jasne… Nie, nie powiem, co było jasne 🙂 Tu zrobimy sobie mały konkurs, o którym więcej napiszę w kolejnym wpisie 😀

A teraz popatrzcie sobie na wykres i przeczytajcie pod nim słowo podsumowania dla całego testu:

Test rozpocząłem przed 20.00, 4-ego marca, a zakończyłem o godzinie 6.45, 5-ego. W ciągu tych niemal 11 godzin żarówka zużyła 720Wh, co daje średnią moc na poziomie około (sic!) 67W.  O godzinie 6:38 – mniej więcej o tej porze wyłączyłem odbiorniki, bo wychodziłem do pracy – napięcie akumulatora było na poziomie 11,78V. (Odcięcie odbiorników ustawione na poziomie 11,1V, więc z dużym zapasem.) Od tej pory akumulator wyłącznie dostawał energię.

Jak widać na wykresie z początku nieśmiało od około 1W, do maksymalnie (w porywach) 80W w ciągu stosunkowo słonecznego dnia. W sumie odzyskałem tego dnia 420Wh. To niestety poddało w wątpliwość codzienną pracę na laptopie (moc zasilacza 90W). Dało mi też do myślenia czy na pewno mam na dachu 200W?

Trzeba jednak powiedzieć, że po pierwsze słońce zimowe jest mniej wydajne ponieważ kursuje nisko nad horyzontem. Dzień również jest krótki. Dodatkowo test był prowadzony na parkingu, na którym mam miejsce pod drzewem. Niemniej niewątpliwie zaskoczony tym testem postanowiłem go ponowić w bardziej sprzyjających okolicznościach. Nie spodziewałem się wtedy, że z uwagi na nadciągającą epidemię Covid-19 prawdziwy test wytrzymałości mojego systemu dopiero nadchodził… ale o tym w kolejnym wpisie! 🙂

Pełne logi z regulatora do pobrania w dwóch formatach: CSV oraz XLSX. Pobierz i przeanalizuj samodzielnie. Może będziesz miał własne refleksje na ten temat? Zostaw swój komentarz pod artykułem lub na profilu projektu Inaczej na FB! 🙂

Ile kosztuje mieszkanie w kamperze?

Ile kosztuje mieszkanie w kamperze?

Pytania o mieszkanie w kamperze zawsze wiążą się z jego aspektem finansowym. Nie będę teraz wnikał, na ile wynika to z oczywistego zainteresowania materialnym wymiarem zamieszkania w kamperze, a na ile z dziwnej pokusy zaglądania do cudzego portfela. Tym niemniej w tym wpisie postaram się, jak najlepiej przedstawić to zagadnienie. Oczywiście subiektywnie i na miarę moich skromnych możliwości.

Na pewno nie możemy generalizować. Każdy ma nieco inny tryb życia, z którego będzie wynikało inne zużycie mediów (woda, gaz, prąd). Zatem fakt, że u mnie to wygląda w dany sposób, nie oznacza, że w przypadku innej osoby będzie podobnie. Nie każdy będzie spłacał kredyt na zakup kampera, nie każdy też będzie go stawiał na parkingu strzeżonym. 

Koszty utrzymania kampera

Wśród tych kosztów odnajdziemy tylko te, które bezwzględnie odnoszą się do tego, że mieszkam w kamperze, czyli takie, których nie ponosiłbym, gdybym kampera nie miał i w nim nie mieszkał.

Moje mieszkanie w kamperze obejmuje zatem ratę kredytu (900 zł), opłatę za miejsce parkingowe (125 zł), koszt OC (62,83 zł) oraz przeglądu (10,50 zł). Dwie ostatnie pozycje, to oczywiście koszty roczne – OC wyniosło 754 zł, a przegląd 126 zł – więc zostały one przeze mnie podzielone przez 12. Łącznie daje nam to: 1098,33 zł.

Media (woda, gaz, prąd)

Mieszkanie w kamperze wymaga zaopatrzenia się w wodę, prąd i gaz. Nie inaczej jest u mnie. Co tydzień tankuję wodę na myjni. Do zbiornika wlewam mniej więcej 100 litrów, co kosztuje mnie 10 zł. Miesięcznie daje nam to około 45 zł. Do tego należy doliczyć zużycie wody butelkowanej. U mnie jest to mniej więcej 1,5 litra na dobę (tak, prowadzę statystyki). Dużo zależy zatem od tego, jaką wodę kupię. Uśredniając: 22 zł. Zatem łącznie za wodę płacę około 67 zł.

Zużycie gazu jest zróżnicowane, co możecie zaobserwować na prezentowanym wykresie. Tym niemniej średnio w ciągu ostatnich 10 miesięcy należy przyjąć miesięczny koszt w wysokości 294,30 zł.

Za prąd nie płacę, bo panele słoneczne generalnie dają radę zaspokoić moje zapotrzebowanie. Jednak trzeba wziąć pod uwagę, że z prądu w kamperze korzystam oszczędnie i w pochmurne dni wolę na przykład ładować telefon w pracy, i w ogóle nie podłączać go do ładowania w kamperze. Dlaczego zatem napisałem “generalnie”? Ponieważ jesienią i wczesną wiosną kupiłem paliwo do agregatu (generatora), a wynikało to z faktu, że potrzebowałem 230V w gniazdkach kamperowych i celem sprawdzenia lodówki. Część benzyny jest jeszcze w kanistrze, ale dla uproszczenia policzymy wszystko, a to da nam koszt miesięczny 9,64 zł.

Do tego opłaty za internet i telefon. Internet odkąd go zakupiłem kosztuje mnie 29 zł (Nju). Jedyne, co uległo zmianie, to limit GB. Na początku było ich 40, a obecnie jest ich aż 100. Za telefon na początku płaciłem 39 zł, a od maja jest to 25 zł. Dla uproszczenia przyjmiemy jednak 30 zł, jako miesięczny koszt utrzymania telefonu.

Łącznie daje nam to: 429,94 zł.

Inne wydatki na mieszkanie w kamperze

Benzyna: 173,95 zł. Myjnia: 30 zł. Pranie i suszenie: 67 zł. Drobne naprawy i sprzęty domowe, to średni miesięczny koszt: 96,38 zł.

Łącznie: 367,33 zł

W ciągu ostatniego roku zakupiłem również nowe opony i rozrusznik, co było niemałym wydatkiem. Musiałem ponieść również koszt mechanika, którego odwiedziłem nie tylko przy tych okazjach. Tego jednak nie liczę. Wydaje mi się, że te wydatki są zbyt nieregularne i uzależnione od wielu okoliczności, a mogłyby bardzo zaburzyć wizerunek całokształtu kosztów. Przecież równie dobrze opony mogły być wymienione dwa lata temu, a my bierzemy pod uwagę ostatni rok. Gdybym brał to pod uwagę, to musiałbym w sekcji wydatków na prąd uwzględnić koszt zakupu paneli słonecznych.

Podsumowanie kosztów

Łączne, miesięczne wydatki na mieszkanie w kamperze wynoszą około 1895,60 zł. Oczywiście nie są to wszystkie wydatki, jakie ponoszę miesięcznie podczas swojego mieszkania w kamperze. Nie wzięliśmy pod uwagę choćby wydatków na żywność, czy też moich stałych, miesięcznych zobowiązań niezależnych od mieszkania w kamperze. W ogóle nie zainteresowaliśmy się również wydatkami związanymi z utrzymaniem motocykla. Dlaczego? Ponieważ nie zajmujemy się tutaj zaglądaniem mi do portfela. Nie użalamy się nad tym, jak ciężko jest przeżyć samemu cały miesiąc za “minimalną krajową” nawet, gdy się mieszka w kamperze (czyli de facto jest się bezdomnym). Wpis ten ma być wskazówką dla wszystkich, którzy rozważają podjęcie się podobnego wyzwania.

Wiadomo, że gdyby ktoś chciał zamieszkać w kamperze i podróżować, to wydatki na paliwo znacznie by się zwiększyły. Jednak gdyby podróżował w cieplejszych krajach miałby mniejsze wydatki na gaz. Przy intensywnym użytkowaniu więcej też mogłoby wynikać awarii i koniecznych napraw… Naprawdę ciężko zatem jest wszystkie koszty dokładnie sobie skalkulować i na pewno warto je nieco zawyżać, czy może raczej zawrzeć przynajmniej 20% bufor finansowy na nieprzewidziane wydatki. Lepiej żeby później zostało, prawda?

Moje osobiste refleksje

Biorąc pod uwagę powyższe dane, warto pokusić się o odpowiedź na pytanie, czy po niemal dwóch latach mieszkania w kamperze nie żałuję tej decyzji?

Będąc zupełnie szczerym miewam chwile zwątpienia. Zastanawiam się nad tym, czy na pewno była to najsłuszniejsza z możliwych decyzji. Nie wszystko przecież poszło zgodnie z planem. Miały być weekendowe wyjazdy (jest proza życia), nagrywanie filmów na YouTube, wrzucanie zdjęć na profile społecznościowe, pisanie artykułów na bloga. Tym niemniej zrealizowałem swój plan minimum.

Udowodniłem sobie, że dam radę. Udowodniłem innym, że mieszkanie w kamperze jest możliwe w naszym klimacie. Spotykam się z pewnymi niedogodnościami. Mniejszymi (jak deszcz uderzający w dach kampera podczas burzy) i większymi (jak nieprzewidziane wydatki, niemieszczące się w budżecie na dany miesiąc i nagłe awarie). Tym niemniej wciąż się nie wyprowadziłem, prawda? Na resztę (czytaj: porządny rozwój projektu), chyba po prostu musi przyjść odpowiedni czas.

Z pewnością będzie łatwiej, gdy będzie mniej obciążeń finansowych, a mój synek będzie na tyle duży, by mógł się wybrać w podróż razem ze mną. Między innymi z tego względu trudno pojechać gdzieś nawet na weekend, bo jest to czas, który spędzamy w dużej części razem, a nie do końca odpowiada mu jechanie “domkiem”… 😉

Ciekaw jestem, co Wy o tym myślicie. Zostaw więc swój komentarz pod artykułem lub na profilu FB! 🙂

“Gdzie będziesz jechał?”

“Gdzie będziesz jechał?”

Tytułowe pytanie pojawia się za każdym razem, gdy zbliża się kilka dni wolnego, albo informuję o tym, że wybieram się na urlop. Z przykrością stwierdzam, że najczęściej odpowiedź brzmi: “nigdzie”. Czasami swoją odpowiedź nieco rozwijam: “nie wiem, czy w ogóle gdzieś pojadę”. Dlaczego tak jest? Dlaczego – jak mogłoby się wydawać – nie korzystam z możliwości mieszkania w kamperze?

Odpowiem na to pytanie nieco wymijająco… Posiadasz auto? Tak? A gdzie teraz jedziesz? Nigdzie? A jutro, gdzie pojedziesz? Tylko do pracy i z powrotem? No co ty… A więc mówisz, że ‘może na zakupy jeszcze pojedziesz’, no to fantastycznie…

Nigdy nie ukrywałem, że swojego kampera kupiłem do mieszkania. Podróżowanie – w pełnym tego słowa znaczeniu – to raczej kwestia przyszłości. Gdy kredyt będzie spłacony, ja będę miał więcej wolnego czasu i nie będę ograniczany pracą na etacie. Pytania o podróże i kręcenie nosem, że nie wykorzystuję w pełni potencjału, jaki wynika z mieszkania w kamperze, jest co najmniej zdumiewające… Może to wyolbrzymiam, ale … Skoro masz dwie nogi, to po co w ogóle siadasz? Jest tyle pięknych miejsc do odwiedzenia, wstawaj, idź, zwiedzaj, korzystaj!

I tu wracamy do (chyba) odwiecznej kwestii tego, że ludzie zawsze lepiej wiedzą, jak powinieneś pokierować swoim życiem. Swoim – nie bardzo, ale twoim? Najlepiej!

Nie chce mi się za każdym razem tłumaczyć, dlaczego nigdzie nie jadę. Powody są bardzo różne. Po przedostatniej zimie musiałem odbudowywać swój budżet domowy. Konieczność kupowania butli z gazem dość mocno go nadwyrężyła. Tej zimy na szczęście nie było tak źle (niebawem wrzucę zaktualizowane dane o wydatkach na gaz – stay tuned!). Część oszczędności wydałem jednak jeszcze jesienią na wymianę opon w kamperze. Zimą odbudowywałem więc swój fundusz awaryjny i odkładałem pieniądze na zbliżające się – mniej lub bardziej planowane – wydatki.

Ubezpieczenie OC kampera

W kwietniu kończyło mi się ubezpieczenie. W ubiegłym roku kosztowało mnie ono 907 zł za cały rok. W tym roku wyszło trochę mniej, bo 754 zł. Tym niemniej nadal jest to dosyć duży wydatek.

Podczas badania możliwości korzystania ze zniżek, okazało się, że nie będę mógł za trzy lata – licząc od daty pierwszej rejestracji – skorzystać z 70% zniżki na OC w PZU dla pojazdów powyżej 25 lat jeżeli nie załatwię sobie “żółtych tablic” i papierów, że mój kamper “uznany jest przez uprawnionego rzeczoznawcę samochodowego za pojazd unikatowy lub mający szczególne znaczenie dla udokumentowania historii motoryzacji“. PZU arbitralnie zmieniło swoją decyzję w grudniu ub.r., a PZM wydał lakoniczny komunikat na swojej stronie: https://www.pzm.pl/pojazdy-zabytkowe/pzu.

UPDATE: Jest możliwość uzyskania ubezpieczenia na preferencyjnych warunkach od Compensy – nowego partnera PZM. Oficjalna informacja od PZM dostępna jest na stronie: https://www.pzm.pl/news/2019/pojazdy-zabytkowe/znizka-na-oc-od-compensy. Niestety ten pierwszy komunikat troszkę lepiej się pozycjonuje w wyszukiwarce 😉

Zakup motocykla

Naprawy mojego starego motocykla (Yamaha FZR 1000) spędzały mi sen z powiek. Moja “Żółta Strzała” wymagała wymiany lag, napędu, opon i kilku innych napraw. Orientacyjne koszty oscylowały w okolicach kilku tys. złotych. Poza tym chciałem zaznać odmiany i mniej więcej od lutego obserwowałem sobie nowe oferty na motocykle pojawiające się w sieci. Szukałem wśród miejskich nakedów, motocykli turystycznych i sportów czegoś, co by mnie zainteresowało i było w moim zasięgu finansowym.

Po dwóch miesiącach poszukiwań wybór padł na Kawasaki GPZ 1100. Musiałem po niego jechać w okolice Jeleniej Góry, ale było warto.Jest to motocykl tak mocny, jak Yamaha (nie będzie mi brakowało koni po przesiadce), ale przystosowany bardziej do jazdy w dłuższe trasy. Mam już za sobą jedną 500 km podróż i muszę powiedzieć, że faktycznie – ten motocykl jest przygotowany do nabijania kilometrów 😉 Wysoka szyba z dodatkowym deflektorem i robione na zamówienie siedzenie z żelowymi wkładkami… no po prostu bajka!

Jestem zadowolony z podjętej decyzji o zakupie nowego motocykla. Yamahę udało mi się sprzedać niemal dokładnie za tyle, za ile ją kupiłem dwa lata temu, a nowy motocykl po zakupie wymagał jedynie niewielkiego wkładu finansowego (na szczęście napęd jest prawie nowy, lagi wymagały jedynie uszczelnienia, a opony spokojnie przejeżdżą ten sezon).

Obecnie Kawa daje mi sporo frajdy i radości z jazdy. Co prawda pogoda ostatnio nie sprzyja, ale mam nadzieję, że wkrótce to się zmieni i będę mógł więcej bywać w plenerze – zarówno motocyklem, jak i kamperem… 🙂

Przyszła jesień i zima… Co z prądem i ogrzewaniem w kamperze?

Przyszła jesień i zima… Co z prądem i ogrzewaniem w kamperze?

Dawno nie pisałem. Nawet nie wiem od czego zacząć. Ostatni wpis dodałem na rocznicę mieszkania w kamperze. To było ponad kwartał temu. W tym czasie niemało się działo, ale w związku z tym było mało czasu, żeby pisać na blogu. W tym wpisie podzielę się informacjami o wydatkach poniesionych na naprawy i modernizacje kampera oraz na prąd i ogrzewanie w związku z nadejściem jesieni i zimy.

Naprawy i modernizacje kampera

Któż nie słyszał powiedzenia, że “auto/mieszkanie, to skarbonka bez dna”? Nie inaczej jest w moim przypadku. Nie dalej jak w sierpniu musiałem wykonać przegląd rejestracyjny oraz niezbędne ku temu naprawy (np. hamulców), a już rychłe nadejście zimy wymusiło na mnie kolejne wydatki.

Jeszcze w październiku, podczas parkowania tyłem na – muszę przyznać – dość wysokim krawężniku urwałem sobie błotnik na prawym, tylnym nadkolu. Żeby go wyjąć musiałem auto podnosić na lewarku, a sam błotnik umieściłem na bagażniku rowerowym i zabezpieczyłem elastyczną siatką. Od tego czasu zastanawiałem się, jak zamontować go z powrotem, aby nie obawiać się kolejnej podobnej sytuacji, ale nic mądrego nie przychodziło mi do głowy. Błotnik był bowiem zamocowany na elementach drewnianych, które – no cóż – nieco utraciły swoje właściwości 😉

Problemy z uruchomieniem silnika

Pod koniec listopada rozrusznik zaczął szwankować (a konkretnie szczotki się zawieszały w rozruszniku). O ile początkowo udawało mi się go zmuszać do współpracy kluczem uniwersalnym (czytaj: młotkiem), to w konsekwencji musiałem się zdecydować na naprawę wadliwych elementów.

Miałem do wyboru kupno nowego rozrusznika bądź regenerację starego (wymiana szczotek, czyszczenie … etc.). Zdecydowałem się na kupno nowego zamiennika. Szukaliśmy wspólnie ze sprzedawczynią w sklepie po wszystkich numerach auta, jednak podczas wizyty w warsztacie okazało się, że zamiennik nie pasuje. Mogłem czekać kolejny tydzień do zakupu nowego i terminu wizyty na warsztacie, albo poddać go regeneracji. Zdecydowałem się na to drugie rozwiązanie, a zakup zwróciłem w późniejszym terminie do sklepu.

Wymiana opon

Następnym krokiem była wymiana opon, które nie były już w najlepszym stanie. Wybór po konsultacjach padł na opony Matador MPS400 Variant All Weather 2 w cenie 275 zł za sztukę. Zamówienie w Oponeo z dostawą na warsztat znajomego. Jak wiecie opon w kamperze mam sześć, zdecydowałem się jednak na wymianę tylko czterech (oczywiście ze względu na koszty). Dwie najlepsze opony z dotychczasowej szóstki umieściłem jako wewnętrzne bliźniaki. Cała operacja zmiany trwała jednak dłużej niż mogłem się spodziewać.

Znajomy nie mógł mi tego zrobić, bo w ogóle się tym nie zajmuje i nie ma odpowiedniego sprzętu, a znalezienie warsztatu oponiarskiego, który podjął się wymiany opon nie był łatwy. Okazało się bowiem, że tego typu opony/koła nie mogą być obsłużone gdziekolwiek. Znam kilka warsztatów, gdzie “robią” busy, ale kampera zrobić nie chcieli. Dlaczego? Zasłaniali się brakiem jakichś urządzeń, maszyn. Chociaż tak naprawdę nie rozumiem, gdzie leży różnica pomiędzy busem, a moim kamperem. Nikt nie umiał mi logicznie tego wytłumaczyć. (Czyżby po prostu nie chciało im się robić busa, gdy w kolejce czekało mnóstwo osobówek?)

Koniec końców udało mi się znaleźć z polecenia serwis, który zajmuje się wymianą opon nawet w autach ciężarowych oraz ciągnikach siodłowych i właśnie tam wymieniono mi opony. Cała operacja odbyła się w przesympatycznej zresztą atmosferze, okazało się bowiem, że właściciel warsztatu też ma kampera 🙂 Przy okazji Panowie zajęli się uszkodzonym błotnikiem i dwoma nieco skrzywionymi rynnami bagażnika rowerowego.

W związku z tymi wydatkami (częściowo przecież zupełnie nieplanowanymi) moje oszczędności topniały w zatrważającym tempie. Tymczasem zbliżały się święta i rozpoczął się sezon grzewczy, który dodatkowo miał drenować mocno uszczuplony budżet domowy.

Wydatki na ogrzewanie i prąd

Gaz

Kto śledzi moje losy ten wie, że wiosną ubiegłego już roku zainwestowałem parę groszy w zbiornik na LPG. Mogę go uzupełniać w dowolnym momencie i tym samym oszczędzić sobie nieco kłopotu. Czy miało się to wiązać z jakimiś oszczędnościami?  Aby to sprawdzić, nie wystarczyło mi standardowe wpisywanie wydatków na gaz w aplikację do śledzenia budżetu domowego. Zacząłem ilości i koszty tankowań zapisywać w arkuszu kalkulacyjnym. Dzięki temu dziś mogę powiedzieć, że wydatki zdecydowanie uległy zmniejszeniu.

A o tym jakie wydatki wiążą się między innymi z ogrzewaniem kampera zimą możecie przekonać się z poniższego wykresu:

Zużycie gazu w kamperze (11.2018-01.2019)

Zużycie gazu w kamperze (11.2018-01.2019)

Dla porównania, jak wzrosło zużycie gazu, przedstawiam również wykres pokazujący, jak wzrosło zużycie (a co za tym idzie wzrost wydatków) od pierwszego pełnego tankowania we wrześniu:

Zużycie gazu w kamperze (09.2018-01.2019)

Zużycie gazu w kamperze (09.2018-01.2019)

Widać jak na dłoni, że koszty rosły dość znacząco wraz ze spadkiem temperatur. Dość powiedzieć, że: w październiku na gaz wydałem 198 zł. W listopadzie już 330 zł, w grudniu 378 zł, a w styczniu (do 15.01.) aż 257 zł. Tendencja rosnąca. W ubiegłym roku wyglądało to jednak jeszcze gorzej, a gaz był przecież nieco tańszy (~2,20 zł/litr czy raczej 50 zł za butlę). Niezaprzeczalnie zatem warto było zainwestować w butlę do tankowania. Dzięki temu rozwiązaniu ani razu nie obudziłem się z zimna (gaz nie kończył się w środku nocy).

Trzeba jednak też zaznaczyć, że dane na wykresie to nie jedynie koszt ogrzewania. Zimą więcej się również je ciepłych posiłków i pije ciepłych napojów, więc zużycie gazu wzrasta również pod tym kątem.

Prąd

Źródło: fb.com/tenmelon

Źródło: fb.com/tenmelon

Dla zainteresowanych kwestią paneli słonecznych i tego, czy wypalił plan nie używania agregatu: niestety nie udało mi się całkowicie z niego zrezygnować. Mój komputer potrzebuje prądu więcej niż można by przypuszczać. Przy pochmurnych i coraz krótszych dniach niestety musiałem  uruchamiać agregat, żeby go podładować..

Czy zatem panele słoneczne, to była dobra inwestycja? Z pewnością. Mniej się stresuję tym, że akumulatory mi się rozładują do zera, bo mam nad tym większą kontrolę. A i te odrobiny słońca zimowego pozwalają im się jednak trochę podładować w ciągu dnia. Pomimo spadku do około 80-70% wieczorami, następnego dnia po powrocie z pracy mam znów pełne akumulatory. Tej zimy agregat uruchamiałem zaledwie trzykrotnie. To chyba dziesięć razy mniej niż w ubiegłym sezonie.

Tym niemniej nadal oszczędzam akumulatory jak tylko mogę. Szczególnie podczas weekendów, które spędzam z reguły poza kamperem (np. jestem z synkiem lub odwiedzam kolegę Pawła*). Telefon i power-bank do ładowania tabletu z reguły nadal ładuję w pracy. Mam jednak nadzieję, że wraz z nadejściem wiosny i dłuższych dni to się zmieni. Znów będzie tak komfortowo, jak ubiegłego lata, gdy panele dawały prądu aż nadto 🙂

Nowa strona

Co bardziej spostrzegawczy mogli również zauważyć, że strona jest po przeprowadzce (z adresu https://Inaczej.tk na https://ProjektInaczej.pl) i nieco zmieniona graficznie. Pracowałem nad tym od września ubiegłego roku. Cała operacja wymagała bowiem niemałej ilości czasu i prądu. Moim priorytetem zawsze są strony klientów, a w końcówce roku na ich stronach nie brakowało zmian do wprowadzania.

W związku z migracją i przebudową na stronie mogą pojawiać się błędy, które uprzejmie proszę zgłaszać bezpośrednio do mnie. Najlepiej za pośrednictwem dostępnego formularza kontaktowego.

I to by było na tyle. Już nie mogę się doczekać wiosny i powrotu do tych choćby krótkich wyjazdów weekendowych lub przynajmniej pracy przy laptopie nad Odrą. Wystarczy, że sobie przypomnę o tym, jak to wyglądało w ubiegłym roku i od razu się uśmiecham 🙂

Jeśli podoba Ci się ten wpis podziel się nim ze znajomymi, udostępnij moją stronę na FB, pomóż budować grono stałych odbiorców. Powiększaj tym samym moje wyrzuty sumienia z powodu zbyt długich czasów publikacji… i jednocześnie motywuj w ten sposób do ich skracania! 😀

Foto nagłówkowe: @earthfocus (https://www.instagram.com/earthfocus/)
Odnośnik do zdjęcia: https://www.instagram.com/p/BplZf_SFXLO/

__________
* Kto nie zna Pawła? Wspominam o nim dość często, bo Paweł, to mój wieloletni przyjaciel. Zwykle okropnie mnie “hejtuje”, ale jednocześnie bardzo mi pomaga – na przykład zaprasza mnie na weekendy i jako pierwszy został moim patronem.

Rok minął, projekt się nie kończy :)

Rok minął, projekt się nie kończy :)

Minął rok od mojego zamieszkania w kamperze. I muszę Wam się z ręką na sercu przyznać, że sam jakoś nie zwróciłem na to uwagi. 15 września br., to była dla mnie zwykła, zupełnie niczym się nie wyróżniająca sobota. No może poza tym, że następnego dnia się dość poważnie rozchorowałem. Ale absolutnie nie o tym jest ten wpis. Pokuszę się w nim o krótkie podsumowanie ostatniego roku i spróbuję nakreślić dalsze losy projektu.

Chwile zwątpienia

W ciągu ostatniego roku miałem wiele chwil zwątpienia. Gdy poprzedniej zimy po raz kolejny chorowałem i musiałem się mierzyć z samotnym przebywaniem w kamperze 24 godziny na dobę przez tydzień, półtora, nie było mi łatwo. Gdy zimą budziłem się z zimna w środku nocy i musiałem jechać na stację po gaz. Gdy latem nie mogłem zasnąć do późnych godzin nocnych z powodu temperatury powyżej 30 stopni*. Gdy musiałem odmawiać sobie po raz kolejny podróży ze względów finansowych i mieszkanie w domu na kołach wydawało się nie być żadnym udogodnieniem (ze szczególnym uwzględnieniem wyprawy na Mazury, która była dograna niemal na 100%, a w ostatnim momencie okazało się, że nie dam rady jechać). Gdy udało mi się umieścić dwa filmy na moim kanale na YT podsumowujące zimę i wiosnę w kamperze, ale wciąż brakuje czasu na nagrywanie i wstawianie kolejnych. Gdy FB po raz kolejny przypomina, że osoby lubiące profil “inaczej” nie mają ze mną kontaktu. Gdy w środku ulewnej nocy obudziło mnie kapanie wody z dachu wprost na mojego laptopa. Gdy kamper nie przeszedł przeglądu. Gdy pojawiał się kolejny nieprzewidziany wydatek. W takich chwilach również przychodziły chwile refleksji nad tym, czy to wszystko idzie w dobrym kierunku …

Refleksja

A jednak miniony rok wzbogacił mnie o nowe doświadczenia. Pokonałem tak wiele przeciwności, odnalazłem się w nowej rzeczywistości i wykonałem szereg usprawnień. To co mnie wcześniej zaskakiwało, dzisiaj jest przewidywalne.

W ciągu ostatniego roku poznałem kilka osób, które chciały zobaczyć na własne oczy, jak wygląda mieszkanie w kamperze na co dzień. Jeszcze więcej osób poznałem przez internet (na przykład Dorotę, która mieszka w kamperze z dwuletnim synkiem, czy Marcina, który mieszka w blaszaku od trzech lat i wspominał w rozmowie, że nieraz zimą miał w środku -13°C). Dostałem też wiele słów wsparcia i życzeń wytrwałości od osób, które trafiły na moją stronę i profile zupełnie przypadkiem. Z okazji swoich urodzin zamówiłem i rozdałem 20 kubków projektu inaczej 🙂 Co z tym wszystkim? Miałbym się z tym pożegnać, zaprzepaścić, wrócić do tzw. “normalnego” życia? Za nic w świecie!

Tym bardziej, że za każdym razem, gdy spotykam się ze swoim synkiem on pyta, czy idziemy do kampera – to, co mi już spowszedniało, dla niego wciąż stanowi nie lada atrakcję 🙂 O ile na samym początku wszystko go interesowało, wszystkiego chciał dotknąć, włączać, wyłączać, tak teraz lubi sobie choćby usiąść przy otwartym oknie, komentować to, co widzi, rozmawiać z przechodniami i machać im “na do widzenia” 😉

Co dalej?

Jakie będą dalsze losy projektu “Inaczej”? Udowodniłem już, że można mieszkać w kamperze w naszych warunkach klimatycznych, a co najważniejsze, że można w kamperze mieszkać w Polsce również zimą. Jaki zatem jest sens kontynuowania projektu?

Ogromny. Moje życie będzie się zmieniało – chcę żeby tak było i będę do tego dążył. Projekt będzie musiał ewoluować. Od dziś skupię się nie na tym, że się da, ale na tym, jakie wymierne korzyści to przynosi. Chciałbym dotrwać do momentu, w którym nie będę już spłacał kredytu na kampera.  Ograniczyć koszty i pokazać, że można żyć taniej i oszczędniej, a co za tym idzie – poza tym całym schematem uczącym nas, że tylko wyższa pensja, większe mieszkanie (lub domek za miastem) może przynieść satysfakcję z życia. (Chciałbym też zacząć częściej i dalej podróżować!)

Plan na już jest taki, by zacząć tworzyć vloga. Pewnie nie daily, ale może weekly. Moim celem jest również zakup profesjonalnego sprzętu do dokumentowania mojego życia w kamperze. Przez zimę zapewne nie uda mi się tego zrealizować, bo zapewne – jak poprzedniej zimy – ogrzewanie pochłonie wszystkie środki (zarówno oszczędności, jak i przychody nadprogramowe np. z robienia stron). Dlaczego “zapewne”?

Ano dlatego, że zdecydowałem się uruchomić swój profil na Patronite. Nie mam zamiaru “zarabiać” na projekcie. Zbudowanie jednak społeczności, która dokłada swoją – nawet najmniejszą – cegiełkę do wsparcia projektu, z pewnością będzie dodatkowym czynnikiem motywującym do większego zaangażowania się w rozwijanie projektu za pośrednictwem portali społecznościowych. Czytałem na ten temat i postanowiłem spróbować. To tak, jak z tworzeniem czegoś “do szuflady”. Możesz swoje myśli przelewać na papier albo tworzyć wyjątkową muzykę – robić to wyłącznie dla siebie. Może się jednak okazać, że jest grono osób, które po zapoznaniu się z twoją twórczością zachęci cię do postawienia kolejnego kroku na tej drodze. Tak powstają wielkie kariery. Ja nie chcę budować kariery, ale wsparcie patronów z pewnością pomoże mi odnaleźć większą motywację do rozwijania projektu. A kto wie, jeżeli projekt się rozwinie, to może za jakiś czas nowszy model kampera? Przy okazji serdeczne podziękowania dla mojego pierwszego patrona! Dziękuję Paweł!

Niezależnie jednak od dalszego rozwoju projektu za pośrednictwem Patronite, mam nadzieję, że uda mi się projekt nadal rozwijać. Jeśli będzie trzeba to samotnie, a jeśli będę miał przy sobie choćby kilka wspierających mnie duszyczek, to będzie tylko przyjemniej! 🙂

Tymczasem jeszcze raz dziękuję za wszystkie słowa zachęty, wsparcia i motywacji! Mam nadzieję, że przed nami kolejny rok, który będzie dużo owocniejszy w kamperowe przygody! 🙂

_____

* Nie zdarzało się to bardzo często. Ale gdy zostawiałem kampera pozamykanego, a pracowałem na popołudniowej zmianie, to po powrocie do domu (około 22.00) musiałem naprawdę przez kilka ładnych godzin zbijać temperaturę żebym mógł zasnąć 🙂