Drugi film na YouTube :)

Drugi film na YouTube :)

I jest już kolejny film na YouTube! 🙂 (https://youtu.be/Jluj7cL792w)

No dobra, przyznam się, że robiłem oba praktycznie w jednym czasie, tylko wgrywałem z odstępem czasowym…

Tym razem opowiadam o tym, jakie usprawnienia mojego mobilnego mieszkania wdrożyłem wiosną. Nie ma tego dużo, film jest bardzo krótki. To są początki. Bardzo mi zależy również na tym, aby zbierać informacje zwrotne od oglądających. Co robię dobrze, co należy poprawić … etc. Na przykład pod pierwszym odcinkiem nie było żadnych komentarzy odnośnie dźwięku, a pod najnowszym już jest, że muzyka mogłaby być ciszej 🙂 To dla mnie bardzo ważne. Ludzkie ucho jest zawodne. Ja wiem, co mówię na filmie, więc nie mam problemu ze zrozumieniem tekstu, gdy gra muzyka. Dlatego tak ważne jest, żebym wiedział, co jest nie tak z moimi filmami. Nie chcę, żeby średni czas oglądania odcinków zmniejszył się do 5 sekund 😉

Za to po pierwszym filmie dostałem sporo informacji przez profil Inaczej na FB i nawiązałem kontakt z kilkoma osobami, które już mieszkają lub planują zamieszkać w kamperach! To niesamowite! Tak ciężko się odnaleźć na FB, a wystarczy wrzucić film na YT i informacja dociera do o wiele szerszego grona.

Zatem uprzejmie zapraszam do oglądania, komentowania i udostępniania! Niech coraz więcej osób nabierze świadomości, że można żyć “inaczej”! 🙂

Pierwszy film na YouTube :)

Pierwszy film na YouTube :)

Ostatni wpis na moim blogu jest z czerwca?! Jak do tego doszło?!

No, niestety. Dużo pracy, mało wolnego czasu, mniej chęci do pisania, bo zaangażowałem się w tworzenie kanału na YouTube 🙂

Nie spodziewałem się, że będzie to kosztowało tyle energii i zaangażowania, zarwanych wieczorów i zszarganych nerwów. Tak, obróbka wideo nie należy do najłatwiejszych. Wiem, że za parę lat (a może nawet miesięcy) będę się wstydził swoich pierwszych produkcji – jak niemal każdy. Tym niemniej starałem się, żeby powodów do wstydu było jak najmniej.

Jak na daltonistę przystało, dużo jest treści czarno-białych, obrazów przerobionych na szkic. Taką sobie umyśliłem koncepcję i nikomu nic do tego. Tym bardziej, że takich odcinków zapewne będzie niewiele. W późniejszym czasie raczej postawię na koncepcję vlogów. Najłatwiejsze, najmniej czasu będzie pożerało. Jednak z racji tego, że niebawem minie rok od mojego zamieszkania w kamperze, postanowiłem pokusić się o wideo-podsumowanie tego początkowego okresu (https://youtu.be/UbjCgwT7bNY).

Nieco więcej o powstawaniu filmu może uda mi się napisać w najbliższym czasie. Będzie to swoisty poradnik dla początkujących w tym temacie. Może komuś pomoże ustrzec się moich błędów 😉

Tymczasem zapraszam do oglądania, komentowania, i co tam się jeszcze robi z filmami na YT! 🙂

To już pół roku!

To już pół roku!

Minęło pół roku… Dosłownie kilka dni temu. Dokładnie 15 lutego. A więc w zasadzie tydzień. A konkretnie osiem dni. Aż trudno mi uwierzyć, że to już od sześciu miesięcy mieszkam w tej mojej mobilnej kawalerce. A w mojej pamięci tak, żywe jakby to było wczoraj. Pamiętam, gdy to wszystko było jeszcze w sferze marzeń i planów. Pamiętam pierwsze kroki na drodze do realizacji tego planu. Pamiętam, jak obawiałem się przetrwania zimy. A dziś? Dziś jest już końcówka lutego. Wiosna za pasem i czas realizować kolejne kroki tego marzenia.

Okazuje się, że jednak można żyć inaczej. Na początku tej drogi zastanawiałem się, czy bardziej chcę to udowodnić światu, czy sobie. I wychodzi na to, że chyba jednak bardziej zależało mi na tym, żeby udowodnić sobie… że nie muszę podążać tą samą ścieżką. Mogę obrać swoją własną drogę – i muszę powiedzieć jest mi z tym zaskakująco dobrze. Po latach spędzonych na oferowaniu ludziom “drogi na skróty” sam wybrałem drogę pod prąd. I jestem z efektu końcowego bardzo zadowolony.

W ciągu tego pół roku nauczyłem się przede wszystkim siebie. Przekroczyłem pewne granice i poczułem, że żyję. Mogę żyć inaczej. To dało mi pewien luz. Gdy przesz naprzód zgodnie z zamierzonym planem – uwierzcie mi – nic nie wydaje się niemożliwe. Daleko mi jeszcze do życia w totalnej beztrosce, bo praca, bo kredyt, bo zobowiązania… ale żyje mi się łatwiej, bo mam plan, który konsekwentnie realizuję.

W zasadzie nie wiem, jak mógłbym to wytłumaczyć osobie postronnej, bo gdy opowiadam znajomym o tym, że na przykład muszę zadbać o wodę albo o to, żeby nie skończyło się ogrzewanie. Że muszę myśleć o tym, czy mogę się napić alkoholu, czy może będę musiał jechać zatankować gaz lub paliwo do agregatu. Zazwyczaj tego nie rozumieją i myślą, że moje życie jest skomplikowane oraz pełne wyrzeczeń. Oni nie muszą o tym myśleć. Mają wodę, prąd, szybki internet… To się nazywa życie! Prawda? Doceniasz, to że nie musisz się martwić każdego dnia, czy będziesz miał wystarczającą ilość wody i prądu, czy może uznajesz to za tak naturalne, że nawet nie umiesz sobie wyobrazić życia, w którym tego brakuje?

Jest jeszcze inny aspekt takiego życia. Moje codzienne ‘problemy’ jednak w łatwy sposób mogę rozwiązywać. Moi znajomi natomiast często zaprzątają sobie głowę ‘problemami’, które dla mnie po prostu nie istnieją, albo nie mają znaczenia. Moje życie mimo wszystko jest prostsze. Gdy ktoś mi zatem prawi peany o filozofii minimalizmu, tylko uśmiecham się pod nosem…

Żyję sobie skromnie. W swoim tempie. Nie gromadzę rzeczy, bo i nie mam gdzie ich gromadzić. Nie frustruję się cotygodniowym sprzątaniem przestrzeni, która tylko zbiera kurz, a w której na codzień nie przebywam. Owszem, w moim kamperze miejsca jest mało, ale zupełnie wystarczająco do życia. Myślę o moim kamperze, jak o pokoju. Tak naprawdę, dopiero gdy z niego wychodzę jestem w domu. A w moim “domu” mam niezliczoną ilość atrakcji. Morza, góry, lasy… wszystko niemal na wyciągnięcie ręki.

Ostatnio zrobiłem sobie małą wycieczkę – tak żeby przetestować ten tryb podróżowania – i wiecie co? Było fantastycznie! Z kolejnych wyjazdów będą stosowne relacje na blogu i moich kanałach w mediach społecznościowych. Na razie odbył się tylko ten jeden test, ale wystarczył by sprawić, że nie mogę się doczekać lata i tych kilkunastu dni urlopu, które są przede mną!

Tak więc – jak to mówią – stay tuned! Kolejne wpisy już niebawem!

Święta jakoś inaczej …

Święta jakoś inaczej …

Podczas, gdy wszyscy narzekają, że święta nie są “białe”, ja jestem bardzo zadowolony, że zima jeszcze nie przyszła! Nie zrozumcie mnie źle, nie przeszkadzałoby mi, gdyby przez tych kilka dni świątecznych spadło trochę śniegu. Jednak im dłużej temperatura na dworze jest dodatnia tym lepiej dla mnie! A jak spędza się święta “inaczej”?

Jeśli chodzi o kolację wigilijną, to tutaj trudno, żeby było jakoś bardzo odmiennie. Ten wieczór spędziłem z najbliższymi. Z moim ukochanym Synkiem i całą naszą patchworkową rodzinką. W sumie było 10 osób. Było dużo uprzejmości, serdeczności i – można powiedzieć oględnie – prawdziwej klasy. Może to z racji tego, że pod choinką aż zabrakło miejsca na prezenty… trudno stwierdzić. Otrzymywane podarki jednak zdawały się dość dobrze zdradzać intencje obdarowujących. Z otrzymanych prezentów można było wnioskować, że wszystkim nam zależy na pomyślności i szczęściu pozostałych członków. Ja jestem jednak najbardziej zadowolony, że pomimo pewnych życiowych zawirowań potrafimy nadal być niejako “razem” w tej historii, jaką pisze dla nas życie – to jest dla mnie największy prezent.

Po kolacji jednak czas na powrót do kampera. Można by napisać – “powrót do szarej rzeczywistości” – tyle, że moja codzienność wcale nie jest szara (jeśli pominąć obraz za oknem ;))! Nalałem więc paliwa do generatora i go odpaliłem. Generator pozwala naładować akumulatory na kolejne dni oraz nadrobić zaległości przy pracy na laptopie. Składanka ulubionych dźwięków sączy się z głośników, a ja pozytywnie nastrojony na najbliższe dni zaczynam stukać w klawiaturę… Kolejne dni świąt, to dla mnie nie czas odpoczynku, ale pracy. Tym bardziej więc cieszę się, że nie jest “biało”. Mogę spokojnie odpalić generator i pracować na komputerze. Oby jak najdłużej.

Święta, to dla mnie po prostu trochę wolnego od pracy na etacie i trochę więcej czasu do pracy przy komputerze. Pracy, która pozwoli mi w przyszłym roku spędzić nieco więcej czasu w trasie niż na postoju. Odkładam każdy zaoszczędzony lub “nadprogramowy” grosz na nadpłacenie kredytu i wakacyjne wojaże. Cel jest jasny. Wymaga to wielu wyrzeczeń, ale efekt końcowy wynagrodzi wszystko.

Ponieważ to jest wyjątkowy czas, więc chciałbym przy tej okazji złożyć Wam najserdeczniejsze życzenia… Niech życie przynosi Wam wyłącznie miłe niespodzianki. Nie spędzajcie czasu na rozliczanie przeszłości – pamiętajcie o niej i wyciągajcie wnioski na przyszłość, ale nie zatracajcie się w żalu, wyrzutach i chowaniu urazy. Życzę Wam, aby cieszyli Was ludzie, najdrobniejsze pozytywne zdarzenia i rzeczy. Szukajcie pozytywnych aspektów we wszystkim w czym się da, a życie w swoim całokształcie będzie sprawiało Wam radość. Pomimo jego wad, pomimo zmartwień, pomimo zranień. Wszystkiego, co najlepsze życzę Wam z całego serca!

Pranie w kamperze

Pranie w kamperze

“A jak wygląda pranie w kamperze?” – to pytanie pojawia się bardzo często, gdy tylko ktoś dowiaduje się, że mieszkam w domu na kołach. Ci, którzy mnie już odwiedzili wiedzą, że w kamperze ilość dostępnego miejsca jest dość mocno ograniczona. Można skorzystać z tzw. “pralek turystycznych”, ale nie jest to rozwiązanie zbyt komfortowe. Koniec końców z moich analiz wynika, że w kamperze nie ma miejsca na pralkę (i co z jej zasileniem oraz dostarczaniem i odprowadzaniem wody?), a tym bardziej nie ma gdzie takowego prania rozwieszać pozostawiając do wyschnięcia. Pranie wymaga zatem korzystania z uprzejmości osób trzecich (znajomi, rodzina), albo korzystania z pralni publicznej. I właśnie to ostatnie rozwiązanie przypadło mi do gustu – przynajmniej podczas mieszkania (zimowania) na miejscu we Wrocławiu.

Pranie i suszenie w pralni publicznej

O ile pranie ubrań nie nastręcza większych problemów, bo zawsze znajdzie się ktoś komu można takowe podrzucić, o tyle na przykład z kocami, czy pościelą (szczególnie puchową) może już być ciężko. Ci z Was, którzy śledzą również mój profil na FB są zorientowani, jak ja rozwiązałem tę problematyczną sytuację. Z pomocą przyszła mi Wrocławska Pralnia Samoobsługowa Speed Queen! Co ciekawe, wielu moich znajomych nie wiedziało, że publiczna pralnia we Wrocławiu w ogóle funkcjonuje! Osobiście jestem zachwycony usługami tej pralni.

Podczas pierwszej swojej wizyty poznałem właściciela – Pana Piotra. Podszedł, przywitał się, zapytał, czy nie napotkałem żadnych problemów, czy wszystko z praniem jest w porządku, czy otrzymałem odpowiednią ilość proszku do prania i płynu do płukania. (Trzeba Wam bowiem wiedzieć, że proszek i płyn można kupić tu na miejscu w cenie 4 złotych.) Pranie wyprane, ładnie pachnie, czego chcieć więcej? Z dużym praniem spokojnie można się załadować do pralki z ładowaniem 8 lub 14 (sic!) kg, ustawić cykl (białe, kolorowe, 30-90 stopni … etc.) i spokojnie czekać … Z tym czekaniem myślałem na początku, że będzie problem, ale okazuje się, że nie ma najmniejszego. Miejsca wygodne, na miejscu dostępna lektura (prasa i książki) oraz – co dla mnie najważniejsze z oczywistych względów – szybki internet do dyspozycji. Dzięki temu, gdy przyjeżdżam do Speed Queen zrobić pranie nie marnuję ani minuty na bezczynne siedzenie!

Po swoim pierwszym razie z tą pralnią postawiłem wyprać wszystko, co tylko nadawało się do włożenia do pralki: koce, ręczniki, kołdrę, poduszki, poszewki na pościel … no dosłownie wszystko! I wiecie co? Kupili mnie! Wyszedłem mega zadowolony i zostałem nie tylko ich stałym klientem, ale – nie boję się tego powiedzieć – stałem się fanem tej publicznej pralni! Nie tylko wszystko jest elegancko doprane, ale nie mam też problemu z suszeniem. Ich suszarki bębnowe świetnie poradziły sobie z rozbiciem puchu w mojej zimowej pierzynce 🙂 Prałem pościel już kilka razy (wszak mieszkam w kamperze od września) i za każdym razem miałem ją idealnie wysuszoną i pachnącą. A ręczniki? Puszyste, jak w hotelach najwyższej klasy!

Co podczas wyjazdów?

Wszystko pięknie, ładnie, ale co, gdy nie będę na miejscu we Wrocławiu? Pewnie liczycie na to, że powiem, że pralnie Speed Queen mają rozległą sieć punktów rozsianych po całej Polsce jednak tak nie jest. Na chwilę obecną tylko Wrocław, Warszawa i Trójmiasto mogą się pochwalić pralniami publicznymi Speed Queen. Może w przyszłości sieć ta będzie się powiększać, bowiem według Forbes jest to “czysty biznes, który sam się kręci” 😉 Tym niemniej na chwilę obecną pralnie publiczne nie są zbyt popularne. Jak zatem będę sobie radził podczas wyjazdów? Kupiłem worek żeglarski, w którym zbieram pranie. Taki worek potrafi zmieścić ilość prania wygenerowaną przez jedną osobę w okresie około dwóch tygodni. Ile mogą na razie trwać moje wyjazdy? Dopóki jestem uwiązany etatem (a tak będzie jeszcze przez jakiś czas) wyjazdy będą właśnie maksymalnie dwutygodniowe. Więcej ciągłego urlopu miał nie będę 🙂 W okresie letnim noszone ubrania są też mniejsze objętościowo, więc w dłuższej perspektywie wygląda to dość pozytywnie.

Darmowe pranie od Speed Queen

Ostatnio na FB ogłosili konkurs, w którym nagrodą było 50 zł na Karcie Stałego Klienta (karta również do wygrania, nie do kupienia :)). Ja już kartę miałem, więc gdy z Waszą pomocą wygrałem konkurs dostałem finansowy bonus na kartę. A dzisiaj korzystając z darmowego prania i suszenia siedzę i piszę o tym korzystając z ich szybkiego internetu 😀 Myślę więc, że warto obserwować ich profil – być może darmowe pranie Wam się przyda! Zatem jeśli będziecie mieli cokolwiek do uprania, to serdecznie polecam! Szczególnie koce i pościel. Próbowaliście takie rzeczy kiedyś uprać w domowej praleczce? Koszmar! A tutaj w około dwie godziny (pranie i suszenie) nawet 14 kg prania może być gotowe do poskładania i poukładania w szafce. Bez rozstawiania suszarek, bez zbędnego kłopotu. A jakość całej usługi? Najwyższej klasy!

Pro tip #1: jeśli nie macie potrzeby pilnowania swojego prania, nie chcecie nic poczytać, a szybki Internet nie zabije Waszej nudy, to po zamknięciu pralki i uruchomieniu cyklu możecie spokojnie udać się poza teren pralni (na przykład do pobliskiego Tesco na zakupy), ponieważ nikt nie otworzy pralki przed upływem czasu przeznaczonego na pranie 😉

Pro tip #2: jeśli kupicie Kartę Stałego Klienta (jak ja), to po doładowaniu za kwotę minimum 100 zł dostaniecie 10% doładowania gratis! Przy większych kwotach doładowania dodatkowy bonus wzrasta jeszcze bardziej, ale osobiście nie miałem możliwości tego przetestować 😉

Pro tip #3: najlepiej przyjeżdżać rano, bo popołudniu potrafi być tu tłoczno, jak na dworcu!

Pierwszy tydzień mieszkania w kamperze (vol. 3)

Pierwszy tydzień mieszkania w kamperze (vol. 3)

Jeśli nie czytałeś poprzednich wpisów, to najpierw zapoznaj się z nimi. W przeciwnym wypadku możesz mieć nieco wypaczony obraz rzeczywistości, w której się znalazłem. Poniżej podsumowanie rozwiązania niektórych problemów powstałych w ciągu minionego tygodnia. Przede wszystkim tego najważniejszego …

Dostęp do prądu

Ze względu na problem z całkowitym rozładowaniem się akumulatora pokładowego samochodu (nie przestrzeni mieszkalnej) musiałem zmienić miejsce postoju na parkingu na takie, które jest bliżej budki parkingowej. Miałem tam awaryjny dostęp do prądu, więc w razie gdyby akumulator był wyzerowany mogłem go podładować i odpalić auto. Jak już tam stanąłem, to podłączyłem się do prądu, żeby schłodzić lodówkę i zrobić zakupy spożywcze. Po takim schłodzeniu do kilku stopni podtrzymanie na gazie działa znakomicie.

Kabelek był podłączony, a ja wychodząc do pracy po prostu wyłączyłem główne korki. Oczywiście powstał z tego problem jakbym miał w kamperze farmę kryptowalut i ciągnął prąd 24 godziny na dobę. Kontakt od włodarzy parkingu szybko zaowocował zwinięciem kabelka. Podobno, jakiś sąsiad z bloku obok parkingu zgłosił swoje zastrzeżenia co do zaistniałej sytuacji. Częściowym rozwiązaniem mojego problemu byłyby panele solarne, niestety ten projekt jest dopiero we wstępnej fazie rozwoju. Co zatem robić?

Już podczas przygotowywania się do mieszkania w kamperze rozważałem dostępne opcje i brałem pod uwagę również generator prądu na benzynę. Stosowany w sytuacjach awaryjnych miałby doładować akumulatory i sprzęt komputerowy. Dlaczego zatem nie wrócić do tego pomysłu? Szybkie poszukiwania w internecie pozwoliły zorientować się, że wybór generatora nie jest zbyt łatwy. Co prawda nie potrzebuję nie wiadomo jakiej mocy, ale ceny nawet najprostszych modeli nie były optymistyczne (>2000 zł). Nie każdy generator nadaje się również do zasilania sprzętu komputerowego. Nie mogę również kupić generatora o rozmiarach stołu do jadalni. Sprawa drugorzędna, to zużycie benzyny, ale w mojej sytuacji – jak wspomniałem – musiało to zejść na dalszy plan.

Szukanie przez internet to nie szukanie. Taki sprzęt trzeba zobaczyć. A najlepiej jeszcze usłyszeć. Szybki kurs motocyklem do Castoramy przy Legnickiej pozwolił się zorientować, że urządzenia tego typu są tam nie tylko dostępne, ale i ceny są przystępne. Zainteresował mnie model walizkowy Stanley SIG 1000. Cena w sklepie dokładnie taka, jak najniższe ceny widoczne w internecie. Trzeba było jeszcze go odpalić i zobaczyć, czy nie pracuje zbyt głośno. (Nie potrzebuję kolejnych problemów z “sąsiadami”.) Na szczęście jeden z egzemplarzy wystawowych był zalany benzyną i gotowy do pracy. Obejrzałem, posłuchałem i zastanawiałem się nad ostateczną decyzją.

Ciężko jest negocjować cenę w sklepie stacjonarnym, gdy nie odbiega ona od najtańszych ofert dostępnych online, więc nie poruszałem tematu. Jednak doradca działu widząc moje wahanie sam wyszedł z propozycją spuszczenia jednej trzeciej ceny (sic!). Tak, mogłem kupić agregat o wartości 1500 zł za 1000 zł. Od ręki. Tu i teraz. Gdybym jeszcze tylko miał te pieniądze … Szybka analiza nadchodzących wpływów i wydatków pozwoliła mi jednak podjąć decyzję o skorzystaniu z nieoprocentowanej pożyczki na karcie kredytowej. Już nie raz uratowała mi życie. Co ciekawe, bank na mnie nie zarabia, bo zawsze kalkuluję swoje wydatki kartą pod takim kątem, aby pożyczoną kwotę zwrócić w okresie bez odsetkowym, a samą kartę wziąłem w promocji dożywotniego braku opłaty rocznej. Tylko dlatego w sumie jest jeszcze w moim portfelu. Nie piszę jaka to karta i z jakiego banku, żeby nie było, że to jakaś kryptoreklama. Piszę to jedynie dlatego, że jako były bankowiec wiem, że KK mają bardzo złą opinię. W większości jest ona zasługą osób, które nie wiedziały, co biorą, nie umieją korzystać z karty, albo po prostu nie umieją liczyć. Ale może wróćmy do tematu …

Agregat trzeba było przetransportować do kampera, a ja byłem motocyklem. Szybki telefon Pawła do Gabrysi i w ciągu 20 minut mieliśmy zapewniony transport agregatu oraz kanistra na benzynę. Do agregatu trzeba było jednak dokupić nie tylko benzynę, ale i olej. Jak wspomniałem w okolicy mam dwa sklepy motoryzacyjne. Jeden szczególnie lubię, bo ma w nazwie “moto” i tam zakupiłem olej. Za późno wpadłem na to, aby robić unboxing oraz nagrać film z pierwszego uruchomienia 😉 W każdym razie postępując zgodnie z instrukcją (co w przypadku każdego mężczyzny nie jest takie oczywiste!) udało mi się poprawnie uruchomić agregat. Dodanie ostatnich wpisów zawdzięczam właśnie jego pracy 😀

Podczas pracy generatora ładuję automatycznie akumulatory (samochodu i zabudowy), maksymalnie chłodzę lodówkę, pracuję na laptopie, ładuję telefon i tablet. Co ciekawe, mogę również włączyć grzanie wody w bojlerze i agregat nie dostaje zadyszki. Ważne jest też to, że zaobserwowałem dopasowywanie się obrotów silnika agregatu do aktualnego obciążenia. Nieco się niepokoję użytkowaniem w czasie opadów deszczu (na przykład dzisiaj), ale staram się go osłonić na tyle, aby nie zaburzać chłodzenia. Jeśli chodzi natomiast o generowany hałas, to dla mnie nie jest on bardzo uciążliwy. Nie wiem, jak z sąsiadami 😉 To znaczy, na pewno nie będę go używał w godzinach nocnych, ale po południu zawsze można odpalić i podładować urządzenia. Podczas pobytu na wczasach zawsze można agregat przenieść kilka, kilkanaście metrów dalej o ukryć gdzieś za krzakiem, żeby hałas nie drażnił. Ale podczas letnich wczasów i dzień dłuższy, i grzać nie trzeba, a i z elektroniki się mniej korzysta 😉

Tymczasem jednak muszę ogarnąć nowy akumulator samochodowy, bo jestem niemal pewien, że ten naprawdę już długo nie pociągnie. Być może warto by było, aby i ten akumulator był niskiego rozładowania. Na pewno warto by było również jak najszybciej zainwestować w kolejne akumulatory zabudowy – ze dwa 100 Ah. Takie, które w późniejszym etapie będzie można połączyć z panelami słonecznymi, a na razie, żeby można je było podładować agregatem i mieć prąd “na później” 😉

Ogrzewanie

Miałem już tydzień na testowanie ogrzewania, więc mogę co nieco powiedzieć o jego wydajności. Trudno to potraktować, jako wyrocznię tego, czy da się przeżyć zimę w kamperze, ale … wygląda to nie najgorzej. W ciągu tego tygodnia zużyłem jedną butlę 11 kg. Z tym, że trzeba Wam wiedzieć, że jestem bardzo ciepłolubny. Wiadomo, jak to na wakacjach – chodzi się w krótkim rękawku 🙂 U mnie momentami termometry pokazywały 24 stopnie i wtedy musiałem całkowicie wyłączać ogrzewanie.

Starałem się również przetestować system rozprowadzania ciepła nadmuchem. Ze względu jednak na problemy z prądem testy były ograniczone i dopiero teraz będę mógł wykonać pełne testy. Do tej pory odkręcałem ogrzewanie do poziomu nie więcej niż 4 i starałem się nie uruchamiać nadmuchu (wentylator pobiera około 22W). Ciepło – w mojej opinii – rozchodziło się dobrze, chociaż podczas parapetówki Paweł twierdził, że musi dodatkowo mieszać powietrzem wewnątrz chodząc na przemian na przód i tył pojazdu. A może po prostu zwiedzał? Kto wie … 😉

Jedna butla na tydzień, to nie jest bardzo tanie ogrzewanie, ale też nie jest to coś, co będzie mi spędzało sen z powiek. Tym bardziej, że mam przetestować jeszcze nieco bardziej wydajny (kaloryczny) gaz, ale o tym na razie sza!

Woda

Dokładnie dzisiaj odbyło się pierwsze tankowanie zbiornika po przywiezieniu kampera do Wrocławia. Poszedł zbiornik około 100 litrów, ale ciężko powiedzieć, że miało to miejsce w ciągu ostatniego tygodnia. Wcześniej również korzystałem z wody. Zbiorniki na ścieki nie wymagają jeszcze opróżniania, ale z tego, co się orientowałem we Wrocławiu są dwa punkty wywozu nieczystości – na Muchoborze i na Krakowskiej.

Co do punktów poboru wody, to próbowałem podpytać na okolicznych stacjach benzynowych… Jak głupi, zapomniałem o moim dobrym znajomym u którego zawsze myję swój motocykl! KryśCar, to najlepsza myjnia w mieście! A na dodatek, jak sobie o nim przypomniałem wczoraj wieczorem i napisałem z pytaniem o tankowanie wody do kampera, to od razu odpisał, że nie ma problemu i żebym wpadał dzisiaj po 11-tej do niego, to ogarnie wąż i nalejemy. Problem dostępu do wody rozwiązany! Do tego preparat AquaClean gwarantujący najwyższą jakość wody przez 6 miesięcy. Zapobiega pojawianiu się i namnażaniu najróżniejszych bakterii. Muszę go tylko jeszcze zamówić, bo kończy się buteleczka, którą dostałem od Pana Jarka 🙂

Ogólne mieszkanie

Nie wiem, czy jest sens pisania ogólnie o moich wrażeniach dotyczących mieszkania w kamperze, ponieważ jestem przekonany, że na razie mogę spoglądać na to nie do końca obiektywnie. Pomimo wszystkich niedogodności, które wystąpiły w minionym tygodniu oceniam mieszkanie w kamperze nader pozytywnie. Z pewnością jednak w sezonie wiosenno-letnim będzie to sprawiało więcej satysfakcji i radości. Jak każdy projekt jednak musi on odchorować tak zwane problemy wieku dziecięcego. To dopiero początek. Nie dało się wszystkiego przewidzieć, a jednak jestem niemal pewien, że niejedna osoba po takim tygodniu dałaby sobie spokój. Ja nie jestem jedną z nich.

Od początku liczyłem się z tym, że nie będzie tak komfortowo, jak to jest w przypadku mieszkania w bloku. O więcej rzeczy trzeba zadbać. Pojawiają się problemy, które musisz rozwiązać samodzielnie, a nie telefonem do spółdzielni. Wy tymczasem możecie się przekonać o tym, za co płacicie tak wysokie czynsze. Ano za to, że to inni rozwiązują problemy dostępu do prądu, wody i ścieków. To inni zapewniają Wam przyłącza do szybkiego internetu najróżniejszych dostawców, którzy wręcz proszą żebyście skorzystali właśnie z ich usługi.

To czego mi brakuje na chwilę obecną, to “szum informacyjny”, którym zawsze lubiłem się otaczać. Podczas pracy na laptopie lubiłem, gdy w tle grał telewizor lub przynajmniej grała muzyka (nie lubię muzyki na słuchawkach, bo odcinają mnie od świata – takie rzeczy tylko w tramwaju!). W ciągu ostatniego tygodnia (bez agregatu) musiałem ograniczać zużycie prądu. Obecnie – z generatorem – będzie to z pewnością bardziej komfortowe. (Na przykład teraz jest całkiem milutko. Piszę sobie artykuły na blog, a z głośników płyną kolejne płyty “Męskiego Grania”.) Nie mam na razie dostępu do TV. Gdybym miał dostęp do internetu po WiFi (lub dużego pakietu danych mobilnych), to byłoby inaczej, bo mam możliwość uzyskać dostęp do telewizji przez internet (CP GO oraz HBO GO dzięki uprzejmości mojej kochanej Siostry). Ta kwestia jednak obecnie schodzi na dalszy plan, a z pewnością nie jest na topie moich aktualnych priorytetów. A co jest?

Na pewno trzeba rozwiązać problem elektrozaworu. Jeszcze nie wiem jak, chociaż mam parę pomysłów. Muszę je tylko skonsultować z kimś mądrzejszym, kto ma obeznanie w obowiązujących przepisach i umie określić stopień bezpieczeństwa ich wdrożenia. Poza tym, dobrze byłoby przetestować ten lepszy gaz.

Natomiast warto wspomnieć, że posiadanie generatora rozwiązało jeszcze jeden mój problem. Nosiłem się bowiem z zakupem bojlera grzewczego do wody na gaz. Taki bojler kosztuje około 3 tysiące złotych. Ten wydatek na chwilę obecną mnie ominie całkowicie i mam wątpliwości, czy kiedykolwiek podejdę do tego tematu ponownie.

To tyle ode mnie na chwilę obecną. Mam nadzieję, że kolejne wpisy będą pojawiały się bez tygodniowych opóźnień. Jak widzicie działo się sporo, więc było o czym pisać. Jedyne, czego mi brakowało, to czas i prąd 🙂

Jeśli masz jakieś uwagi, pytania, śmiało pisz w komentarzu lub skorzystaj z formularza kontaktowego!