Po długim okresie poszukiwań znalazłem kampera, który spełnia moje oczekiwania. Co prawda nie w stu procentach, ale cóż, jak to mówią: “coś za coś”! Ogłoszenie obserwowałem od samego początku, ale tego dnia cena została obniżona o 2 tysiące złotych, więc postanowiłem wykonać szybki telefon.
Znalazłem – i co dalej?
Zadzwoniłem jeszcze z pracy (to było kilka dni temu). Rozmowa z Panem Jarkiem była bardzo ciekawa, na przykład od razu zaczął mówić do mnie na “Ty” choć ja cały czas zwracałem się do niego per “Panie Jarku” (osoba starsza ode mnie). Cena kampera aż o 8 tys. złotych przekraczała mój budżet, ale w ogłoszeniu było napisane, że do negocjacji. Już podczas pierwszej rozmowy dogadaliśmy się, że jeśli mam w ogóle jechać do oglądać, to finalna cena nie może być wyższa niż 60 tysięcy złotych (miałem nadzieję zorganizować brakujące 5 tys.). Nie bez wahania, ale Pan Jarek wyraził chęć spotkania. (Pomyślałem sobie: “Już jest dobrze!” I na szczęście nie pomyliłem się.)
Na sobotę zaplanowałem zatem podróż motocyklem do Zbąszynia. Na wspólną wyprawę zaprosiłem kolegę Pawła. Były ku temu dwa główne powody. Po pierwsze dzięki temu droga nie dłużyła się tak bardzo, bo mogliśmy sobie przez całą drogę (w jedną i drugą stronę) rozmawiać przez interkom. Drugim powodem było studzenie mojego entuzjazmu. Przy tego typu zakupie dobrze jest się w ten sposób zabezpieczyć.
O ile jednak pierwszy powód wspólnego wyjazdu okazał się niezwykle trafiony, o tyle z drugim już mieliśmy problem. Niestety Paweł sam się nieco zaczął ekscytować samochodem, gdy zaczęliśmy go oglądać. Oczywiście sam się do tego nie przyznał, ale ja zauważyłem tę iskrę w oku i lekkie pobudzenie (normalnie jak nie Paweł!), ale zacznijmy od początku.
Na miejscu
Zajechaliśmy pod wskazany adres i zadzwoniłem do Pana Jarka. Okazało się, że jest jeszcze w pracy i będzie za około 20 minut, więc powiedziałem, że zaczekamy przed domem. Nie minęły jednak nawet dwie minuty, a z domu wyłonił się mężczyzna – jak się okazało syn Pana Jarka – mój imiennik i zaprosił nas do środka.
Stan auta sprawił, że zacząłem się poważnie martwić. Nie pozwalał praktycznie na żadną negocjację ceny (oczywiście miałem nadzieję, że aktualne pozostaną ustalenia poczynione przez telefon). Wszystko było dokładnie tak, jak w opisie ogłoszenia i na zdjęciach w nim zamieszczonych. Po prostu nie było punktu zaczepienia do schodzenia z umówionej kwoty.
Po kilkunastu minutach pojawił się Pan Jarek, który oprowadził mnie po całym kamperze, pokazał jak działają wszystkie urządzenia – jednak chyba nic już z tego nie pamiętam 🙂 – zabrał na jazdę próbną … etc. W oględzinach uczestniczyła również jego małżonka, która wiele czynności obsługowych pokazała mi nawet lepiej niż on sam. Spędziliśmy z nimi kilka godzin, które upłynęły jak kilka minut. Nim się spostrzegliśmy trzeba było ruszać w drogę powrotną. Na koniec Pan Jarek powiedział, że jeśli się zdecyduję go kupić, to zamontuje w kamperze jeszcze kilka rzeczy (ale o tym na razie cicho-sza!). Ponieważ jednak kamper nie posiada bagażnika na motocykl wyraziłem też swoje obawy, jak sfinalizować ewentualny zakup, na co Pan Jarek: “Jak się zdecydujesz, to ja po Ciebie przyjadę do Wrocławia!” No po prostu dusza człowiek, prawda? Tymczasem mnie czekała jeszcze jedna trudna rozmowa.
Negocjowanie ceny
Jedynym wyjściem było postawienie na szczerość i tak też zrobiłem. Stwierdziłem, że albo się jakoś dogadamy co do ceny, albo nie – i trudno. Lepsze to niż tzw. “szukanie dziury w całym” i negocjowanie ceny na siłę. Opowiedziałem Panu Jarkowi moją historię i opowiedziałem o swoim planie zamieszkania w tym aucie kempingowym na stałe. Pan Jarek stwierdził, że on w nim mieszkał przy -20 stopniach na dworze i ogrzewanie dawało radę. Powiedziałem również, że nie mam działki, na której mógłbym go postawić i prawdopodobnie będę musiał uniezależnić auto od zewnętrznego przyłącza prądu, a to wymaga dość kosztownych zakupów. Szczerze powiedziałem o tym, jaką kwotą kredytu dysponuję, ale Pan Jarek nie był skory do zejścia z – i tak już wynegocjowanej – ceny 60 tys. zł. Stwierdziłem zatem, że potrzebuję czasu na przemyślenie sprawy i ewentualne zorganizowanie brakujących 5 tysięcy. W końcu znalazłem dobre auto kempingowe, które mi odpowiada, ale brakuje mi pieniędzy. Co robić?
Inwentura majątku
Po powrocie ze Zbąszynia do domu przeanalizowałem wartość rzeczy, które są w moim posiadaniu. Niestety ich wartość szacowana na podstawie portali ogłoszeniowych nie była wysoka. Znalazłem kilka ogłoszeń, ale niektóre z nich dość stare, co wskazywało na nikłą chęć zakupu. Część rzeczy i tak miałem zamiar sprzedać – nie przydadzą mi się w kamperze – ewentualna kwota uzyskana z ich sprzedaży była jednak wciąż zbyt mała. Cały czas trzeba bowiem pamiętać jeszcze o tym, że czekają mnie opłaty związane z przerejestrowaniem i podatkiem do US. Myślałem nawet o pozbyciu się motocykla, ale trzeba powiedzieć, że nie przedstawia on zbyt dużej wartości. Po tym, jak skradziono mi w marcu br. nowy motocykl Yamaha MT-07 znalazłem i kupiłem model, który miał wystarczyć mi na dojazdy do pracy (Yamaha FZR 1000 z 1992 roku w dość kiepskim stanie wizualnym, ale serce w niej jeszcze raźnie biło). Cena zakupu wyniosła 2 000 złotych i myślę, że na dzień dzisiejszy jego wartość nie wzrosła 😉
To wszystko nie wyglądało zbyt dobrze, więc następnego dnia (niedziela) po południu jeszcze raz skontaktowałem się z Panem Jarkiem, tym razem poprzez wiadomość do ogłoszenia. A po wysłaniu wiadomości, cierpliwie czekałem na odpowiedź.
Telefon do Pana Jarka
Pan Jarek odpisał mi dopiero 16.08. rano (a więc po ponad dwóch dniach). W SMS-ie stało (cyt.): “WITAM ARTURZE CZYTAŁEM CZYTAŁEM JAKA TWOJA JEST PROPOZYCJA“. Na taką wiadomość się nie odpisuje – trzeba zadzwonić – i tak też zrobiłem. Rozmawialiśmy około 20 minut, ale aby już nie przedłużać nie będę jej referował. Ograniczę się jedynie do stwierdzenia, że Pan Jarek zgodził się sfinalizować transakcję za kwotę … 55 tysięcy złotych! Przypominam, że cena początkowa w ogłoszeniu była wyższa, o co najmniej 10 tysięcy! Pan Jarek zaczął argumentować, że kampery takie jak ten nie schodzą tak z ceny i jeśli – odpukać – mój plan się nie powiedzie i będę chciał go sprzedać, to na pewno nie stracę wiele na tym interesie. Trzeba przyznać, że dosyć istotny i mocny to argument stojący za finalizacją zakupu. Mimo wszystko poprosiłem jeszcze o pozostawienie czasu na podjęcie finalnej decyzji.
Jeszcze raz zacząłem wszystko liczyć i dogłębnie analizować. Oto moje marzenie już jest zupełnie w zasięgu ręki! Wygląda na to, że nie tylko znalazłem fajnego kampera, ale też spotkałem na swojej drodze dobrego człowieka, który chce dołożyć swoją cegiełkę do realizacji mojego projektu. Wykonać kolejny krok, a może się wycofać? Jeszcze nie jest za późno …
Wieczorem Pan Jarek wysłał kolejną wiadomość z pytaniem o decyzję. W mojej głowie wszystko było poukładane, zatem decyzja nie mogła być inna: poprosiłem go o dane niezbędne do wykonania przelewu i chwilę później żegnałem się z tą pokaźną kwotą, która tak ładnie prezentowała się na koncie.
Kamper praktycznie kupiony. Teraz tylko trzeba dograć kwestię odbioru …